Witam, chciałbym coś Wam przedstawić, więc postaram się pisać zwięźle i na temat - bo nikt nie lubi czytać tekstów jak ekspoze Tuska.
Wywód zacznę od miejsca do, którego wraz z paczką przyjaciół się wybraliśmy. W tym roku padło na Wieleń. Jest to mała miejscowość w pełni turystyczna parędziesiąt kilometrów pod Poznaniem. Dotarcie tam nie przysporzyło nam większych trudności - znalezienie pociągu do Leszna, później autobusu już bezpośrednio do Wielenia i byliśmy na miejscu w 7 godzin .
Od samego początku pogoda dopisała, więc od razu po zostawieniu bagaży, wyruszyliśmy do większego sklepu w innej wiosce na jakieś polowanie. W 4 osoby kupiliśmy sobie każdy po kracie piw. Widok ludzi gdy z tym szliśmy nie zapomnę nigdy, wytrzeszczali oczy i ogólnie puszczali "karpie" . Było paru co chciało wprosić się na imprezę, albo pytali gdzie jest ta hurtownia. =] Rozpakowanie parę rzeczy oraz przygotowanie łóżek w razie włączenia "wygaszacza ekranu" zajęło nam z pół godziny. Wyszliśmy sobie na mały ogródek, rozpaliliśmy grilla, włączyliśmy muzykę no i otworzyliśmy piwo. Pierwszy wieczór minął bardzo przyjemnie.
Następnego dnia już od rana wyruszyliśmy na plażę, na którą mieliśmy z 30 m. Od właściciela wzięliśmy sprzęt na kajaki i wyruszyliśmy zwiedzać akweny. Nie spodziewałem się takich rozmiarów, więc dopłynięcie gdzieś dalej i powrót zajął nam z 4 godziny (kajaki były 2 osobowe). Było gdzie jeszcze płynąć, ale trzeba było coś na obiad upitrasić. Tutaj dziewczyny miały powód do popisów, przytomnie nie chcieliśmy zabierać im tej "przyjemności". Wieczór spędziliśmy na bilardzie i innych rozrywkach barowych.
Kolejne dni mijały podobnie, czas się baaardzo przyjemnie dłużył, pogoda dopisywała, humory i samopoczucie również. Nie chcę się rozpisywać o każdym dniu z osobna, dlatego skróciłem to do tego lakonicznego zdania. Chyba zostałem mistrzem Remika i Tysiąca . Graliśmy w ruletkę, oczywiście na wódkę oraz inną grę - nie pamiętam nazwy - coś planszowego również z piciem, oglądaliśmy mecze polskich siatkarek (chyba było coś co mnie denerwowało), walkę Adamka ^^. Ostatniej nocy zrobiliśmy imprezę całonocną na trawniku za domkiem (tam gdzie stał grill i stolik z krzesłami).
Powrót musieliśmy przyspieszyć, bo autobusy nie jeżdżą w weekendy, ale pogoda i tak się zepsuła, więc nie było czego żałować. Burze co prawda przechodziły, ale były przejściowe i później była najpiękniejsza pogoda.
Odpoczęliśmy i nabraliśmy sił na kolejny rok, a raczej do pierwszego święta wolnego od pracy.
Mam nadzieję, że czytanie tego nie było katorgą.