Skocz do zawartości
"Idzie nowe..." - o zmianach i nie tylko ×
Przeniesienie zakupów z IPS Marketplace / Moving bought items from IPS Marketplace ×

Jurij

Użytkownik
  • Postów

    4 961
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    52

Wpisy na blogu opublikowane przez Jurij

  1. Jurij
    Przy ulicy Świętokrzyskiej w centrum Warszawy znajduje się bardzo, naprawdę bardzo ważny budynek:
     

     
    To gmach Ministerstwa Finansów, w którym powstają projekty budżetu państwa, kręci się podatkowy bicz na obywateli, zarządza finansami samorządów czy też powiększa dziurę budżetową - zadłużenie kraju. Najważniejszą osobą w tym budynku jest Minister Finansów.
     
    Gdybym położył przed Wami walizkę z milionem dolarów:
     

     
    i za natychmiastową odpowiedź (bez użycia żadnych pomocy internetowych czy innych) na pytanie: "Kto jest obecnie ministrem finansów w Polsce?" dał ją za nagrodę - musiałbym ją zatrzymać dla siebie. Otóż 8 stycznia 2018 roku, dzięki rozprzestrzeniającej się w Polsce niczym HIV w Afryce dobrej zmianie, ministrem finansów w Polsce została ta pani:
     

     
    Towarzyszka Teresa Tatiana Czerwińska, bo o niej mowa, została cztery miesiące temu nowym ministrem finansów Polski. Teresa Tatiana Czerwińska z domu Tumanowskich urodziła się 4 września 1974 roku w Dyneburgu. O tym na stronie rządowej nie przeczytacie - czyżby rząd Jarosława Morawieckiego... wróć! Mateusza Kaczyńskiego... czy jakoś tak... wstydził się, że jedna z najważniejszych osób w państwie pochodzi z łotewskiej republiki radzieckiej? Być może. Ale nie osądzajmy książki po okładce. Ta pani musi być wybitnym specem w dziedzinie ekonomii i finansów, skoro dostała tak prestiżowe i wpływowe stanowisko. Czyż nie? Patrząc na owoce jej pracy na pewno się dowiemy. W dzisiejszych czasach to proste... wpisujemy w Google hasło Teresa Czerwińska i co nam wyskakuje?
     
    Tak. Informacje sprzed 4 miesięcy, że ta pani została ministrem finansów. Ale że co? Że to jej największy życiowy sukces? Że przez 4 miesiące nie zrobiła nic, by żyło się lepiej nam wszystkim? Nie obniżyła podatków? Nie zmniejszyła długu Polski? Nie dokonała żadnej istotnej zmiany, o której jakiekolwiek media napisałyby choć krótką wzmiankę?
     
    Niestety nie.
     
    To może jakiś mały sukcesik w życiu jednak odniosła? 44 lata to całkiem sporo. Donald Trump miał już w tym wieku całkiem spore osiągnięcia finansowe. Sprawdźmy zatem jej dokonania. Przeczytajmy bardzo ciekawy dokument: 20170626_osw_maj.pdf dostępny oficjalnie pod tym linkiem: http://www.mf.gov.pl/documents/764034/6047960/20170626_osw_maj.pdf
     
    Jest to oświadczenie majątkowe nowej minister finansów Teresy Czerwińskiej. Skoro ktoś zostaje ministrem finansów, to z pewnością wie, jak zadbać o swoje własne. Przeczytajmy zatem czego się dorobiła:
     
    1. Mieszkanie własnościowe 96 metrów kwadratowych na spółkę z mężem oraz 11-letnia honda civic z 2007 roku. Szybka analiza Otomoto i wiemy, że takie auto można kupić już za 15-20 tysięcy złotych. Szału nie ma. Więc na pewno sprytna i zaradna minister finansów ulokowała swój majątek w innych aktywach?
     
    Zasoby pieniężne w złotówkach: 2500 PLN
    Zasoby pieniężne w dewizach: około 2186 dolarów USA
     
     
     
    oraz uwaga - papiery wartościowe NFI o łącznej wartości 44,24 PLN.
     
     
     
    Dowiadujemy się także, że nowa minister finansów Teresa Czerwińska opanowała do perfekcji jedną umiejętność. Zadłużanie domowego budżetu poprzez zaciąganie kredytów. Posiada bowiem:
     
    1. Kredyt złotówkowy w PKO BP na kwotę 324915 PLN,
    2. Kredyt we frankach szwajcarskich (sic!) na kwotę 112266 CHF  (to ponad 390 000 PLN) który będzie spłacać do 2038 roku - jeszcze przez 20 lat,
    3. Kredyt w banku Ikano (Ingwara Kamprada - założyciela IKEI) na kwotę około 1100 PLN
    4. I jeszcze jeden kredyt w PKO BP na kwotę 60 000 PLN.
     
     
    Za te wszystkie wybitne osiągnięcia towarzyszka Teresa Czerwińska była skromnie nagradzana w ubiegłym roku:
     
    56 000 PLN tytułem wynagrodzenia (umowa o pracę), 950 PLN z umów autorskich, 11500 PLN z najmu.  
    Tak tak moi mili. Towarzyszka Teresa Czerwińska ma dużo powodów do uśmiechu:
     

     
    Dokładnie ponad 36 milionów powodów - albowiem dokładnie tylu niewolników zamieszkujących terytorium Polski okupowanej przez kaczystowski rząd III RP każdego dnia oddaje niemal 90% swojego wynagrodzenia do sterowanego przez towarzyszkę Czerwińską rzeczonego ministerstwa finansów sponsorując min. jej mieszkania i kredyty oraz wygodne dostatnie życie. Jeśli do dnia dzisiejszego łudziliście się, że obecny rząd stara się poprawić Wasz los i ulżyć Waszym podatkowym cierpieniom dbając o Wasze portfele, zapewne jesteście zawiedzeni. Nikt tego za Was nie zrobi. Ani dobra zmiana, ani rząd PiS, a zwłaszcza nowa minister finansów towarzyszka Teresa Czerwińska - zadłużona w bankach na ponad 600 000 PLN posiadaczka 10-letniego rzęcha i 2500 pln w gotówce, czyli kwoty którą średnio ogarnięty cygan jest w stanie użebrać tudzież skroić pod dworcem PKP w deszczowy tydzień.
     
     
    O swoje finanse najlepiej zadbać możesz tylko Ty. Jak? Pierwszy krok do wolności możesz wykonać już jednym kliknięciem. Wybierz Wolność!
     
    Pozdrawiam,
     
    Jurij
     
     
  2. Jurij
    STIR już działa.
     
    Działa, inwigiluje, zastrasza, blokuje. Bez względu na to czy jesteś przedsiębiorcą, zwykłym zaradnym człowiekiem który próbuje związać koniec z końcem, płatnikiem VAT albo też i nie. STIR na bieżąco analizuje Twoje konto bankowe i w przypadku wyłapania nieprawidłowości - może Ci je znienacka zablokować. Najpierw na 72 godziny, potem ten okres może zostać wydłużony do trzech miesięcy. Decyduje o tym system fiskusa, a następnie potwierdza urzędnik.
     
    Tak, właśnie STIR. System Teleinformatyczny Izby Skarbowej. Zapomnij o tajemnicy bankowej. Twoje konto może być zablokowane w każdej chwili, a Ty zostaniesz bez środków do życia, jeśli nie masz oszczędności w gotówce i innych aktywach. Zapomnij o domniemaniu niewinności. O Twojej winie nie decyduje już sąd, a system fiskusa i urzędnik.
     
    Jesteś potencjalnym oszustem. Jesteś niewolnikiem. A teraz wracaj do pracy. Ponad 90% Twojego wynagrodzenia jest potrzebne na nowe programy socjalne +. Na nowe obietnice. Na nowe wybory.
     
    Mały brat patrzy. (Także ze szpitala).
     
    Źródło:
     
    1. https://www.money.pl/gospodarka/wiadomosci/artykul/fiskus-konto-bankowe-blokada-stir,184,0,2405048.html
    2. https://www.mf.gov.pl/krajowa-administracja-skarbowa/wiadomosci/komunikaty/-/asset_publisher/2UWl/content/ustawa-stir-juz-funkcjonuje-mozesz-sprawdzic-swojego-kontrahenta
     
    P.S.
    Jest jeszcze czas, aby dokonać wyboru:
    #wolność , emigracja lub niewolnictwo.
    Wybierz właściwie, od tego zależą losy Polski.
  3. Jurij
    Czułe powitania.
     
    Jeśli pamiętacie moje wcześniejsze wpisy, to zapewne wiecie już, że dotychczasowy dług Polski wynosił około 1 biliona złotych, ale pisałem także o długu ukrytym. Teraz Główny Urząd Statystyczny został zmuszony aby ten dług ukryty ujawnić. Okazuje się, że jest gorzej niż zakładaliśmy i to znacznie gorzej. Razem ze wszystkimi długami o raz świadczeniami socjalnymi rząd po-magdalenkowy zadłużył Polskę i wszystkich Polaków na ponad:
     
    6 BILIONÓW ZŁOTYCH.
     
    Informacje można znaleźć wszędzie: https://www.money.pl/gospodarka/wiadomosci/artykul/gus-emerytury-pierwszy-filar-drugi-filar-ppe,246,0,2403830.html .
     
    6 000 000 000 000
    /
    36 000 000
    =
    ~166 666 PLN / Polaka
     
    Tak. Okazuje się że każdy z nas jest zadłużony na ponad 166 tysięcy złotych. Oczywiście zadłużenie będzie rosło, bo coraz więcej ludzi emigruje, coraz mniej się rodzi, coraz więcej przechodzi na emeryturę i pętla socjalizmu się zaciska niczym sznur na szyi skazańca. A zbliżają się wybory i PiS będzie  powiększał liczbę programów socjalnych bo do obecnych wszyscy przywykli i na nikim nie robią już one wrażenia. Warto w tym miejscu popatrzeć sobie jak bankrutują wszystkie kraje socjalistyczne i co czeka Polskę. Zapraszam na krótki świetny reportaż z Wenezueli: 
     
     
     
     
    To jak, bawimy się dalej w socjalizm, czy wybieramy Wolność?
     
    Pozdrawiam,
     
    Jurij
  4. Jurij
    Witajcie moi kochani w setnym wpisie na moim blogu z okazji setnej rocznicy odzyskania niepodległości!
     
    Tak zapewne wyglądałby początek wpisu, gdyby go pisał jakiś socjalista z okupującej Polskę władzy. Owszem - od dzisiaj możemy śmiało i oficjalnie mówić o nich "socjaliści", gdyż premier Morawiecki sam się do tego przyznał. Potwierdzenie znajdziecie tutaj: https://nczas.com/2018/08/28/szok-morawiecki-potwierdzil-ze-jest-socjalista-konczymy-z-egoizmem-neoliberalizmu-i-potwierdzamy-polityke-solidaryzmu-spolecznego/ A ponieważ ten blog jest z zupełnie innej beczki, nie pozostaje nic innego jak przywitać się w standardowym stylu...
     
    Czułe powitania.
     
    W tym setnym wpisie na moim blogu poruszę temat szalenie istotny. Temat niepodległości. Czymże jest niepodległość?
     
     
    To zwięzła encyklopedyczna definicja niepodległości. Oznacza ona dokładnie tyle, że dany kraj może nazywać się niepodległym jedynie w momencie, kiedy jest niezależny od formalnego i nieformalnego wpływu innych jednostek politycznych. Czyli żaden inny kraj tudzież formacja polityczna nie może niepodległemu krajowi dyktować ani narzucać niczego. Kropka.
     
    W swojej historii Polska wielokrotnie traciła niepodległość znajdując się pod okupacją niemiecką, austriacką czy rosyjską chociażby. Powszechnie uważa się, że 11 listopada 1918 roku odzyskała jednak niepodległość i taki stan trwa do dzisiaj. Faktem jest natomiast, że Rada Regencyjna ogłosiła odzyskanie niepodległości dnia 7 października 1918 roku. Dnia 11 listopada władza została przekazana socjaliście Józefowi Piłsudskiemu, naczelnikowi II Rzeczypospolitej. Nie zapominajmy o tym, że w latach 1939-1945 Polska znajdowała się pod okupacją III Rzeszy, w latach 1945 - 1989 pod silnymi wpływami Związku Radzieckiego, a za sprawą Lecha Kaczyńskiego i innych socjalistów z PO, PiS czy SLD (którzy negocjowali wstąpienie Polski do Unii Europejskiej) od 2005 roku Polska znajduje się pod okupacją Unii Europejskiej.
     
    To nie przeszkadza socjalistom z obecnie okupującej Polskę władzy pomagdalenkowej w kuriozalny sposób świętować setną rocznicę odzyskania niepodległości w 1918 roku. Otóż ludzie, którzy bezpośrednio przyczynili się do utraty przez Polskę niepodległości podpisując w 2005 roku traktat Lizboński i oddając niepodległość Polski w ręce Brukseli, w sposób pompatyczny wręcz chełpią się wydarzeniami sprzed stu lat bijąc min. pamiątkowe monety 5-złotowe:
     

     
    Rząd postanowił wybić 38 424 000 egzemplarzy takich 5-złotówek, rzekomo tak aby każdy Polak taką monetę posiadał. Jeżeli identycznej ilości 5-złotówek nie wycofano z obiegu, to znaczy że rząd tym samym pod pretekstem świętowania setnej rocznicy odzyskania niepodległości nałożył na wszystkich Polaków podatek emisyjny w kwocie 192 120 000 złotych. 192 miliony 120 tysięcy złotych podatku emisyjnego na stulecie odzyskania niepodległości! A to dopiero początek.
     
    Rząd postanowił także wybić srebrne monety pamiątkowe o nominale 10 złotych z serii " My dumni i wolni Polacy" :
     

     
    oraz kolejny banknot "kolekcjonerski" z socjalistą Józefem Piłsudskim:
     

     

     
     
    Dlaczego kolejny? Albowiem moi mili rządzący socjaliści dotychczas wypuścili już dwa banknoty obiegowo - kolekcjonerskie ze swoim idolem, którymi możecie normalnie płacić w sklepie, lub trzymać w swojej kolekcji w szufladzie. Są to banknoty o nominale 10 zł z okazji 90 rocznicy odzyskania niepodległości:
     

     

     
    oraz banknot o nominale 20 zł, który powstał z okazji setnej rocznicy utworzenia Legionów Polskich w 1914 roku:
     

     

     
    Jako ciekawostkę dodam fakt, że ten pierwszy polski polimerowy banknot jest autorstwa Andrzeja Heidricha (projektanta większości polskich banknotów obiegowych z okresu PRL - współczesności) i powstał na bazie projektu banknotu 5 000 000 złotych, który nie zdążył trafić do obiegu w 1995 roku z powodu denominacji.
     

     
     
    To oczywiście nie wszystko, bo NBP emituje także złote jednozłotówki:
     

     
    srebrne stuzłotówki:
     

     
    oraz gdyby było Wam jeszcze mało tego bogactwa, złote monety o nominale 2018 złotych (sic!):
     

     
    Nawet nie wiem jak to skomentować. Kiedy już zaopatrzymy nasze portfele w banknoty NBP z wizerunkami socjalisty marszałka Józefa Piłsudskiego, rząd od 5 listopada 2018 roku będzie drukował nam nowe "niepodległościowe" paszporty. Z wizerunkiem socjalisty marszałka Józefa Piłsudskiego, a jakże.
     

     
    Absurdalność całych obchodów setnej rocznicy odzyskania niepodległości dostrzeżemy, gdy przeczytamy okładkę tegoż dokumentu. A wygląda ona tak:
     

     
     
    Jeśli nadal nie rozumiecie powagi sytuacji, to mam nadzieję że Wojciech Cejrowski Wam to precyzyjnie wyjaśni:
     
     
     
    A jeśli i to do Was nie przemawia, to każdy rolnik powie Wam, dlaczego ma narzucone przez Brukselę limity produkcji mleka, rybak - limity odłowu poszczególnych gatunków ryb, producent - zakaz produkcji odkurzaczy o dużej mocy lub handlowiec - zakaz sprzedaży termometrów rtęciowych, zwykłych żarówek czy od tego roku halogenów.
     
    W niepodległym kraju takich problemów nie ma. Dlatego nie rozumiem, jak można w tak bezczelny sposób okłamywać Polaków i świętować niepodległość Polski, którą przez tę samą władzę PO-PiS-PSL-SLD utraciliśmy.
     
    Jest to dla mnie jeszcze bardziej absurdalne, niż gdyby nagle wszyscy kibice Wisły Kraków wyszli na ulice i zaczęli świętować zdobytego przez ich klub mistrzostwa Polski w piłce nożnej w 1927 roku, mimo iż od wielu lat mistrzem Polski już nie są.
     
    Nie dajcie się oszukać niepodległościowej propagandzie. Przed nami długa droga do odzyskania wolności i niepodległości, tak aby żadna obca formalna lub nieformalna jednostka polityczna nie miała nad nami żadnej władzy.
     
    Czego Wam wszystkim życzę.
     
    Jurij
  5. Jurij
    Dzisiejszy dzień to jakże piękny i słoneczny dowód na to, że socjalizm w Polsce króluje i ma się świetnie Otóż jest to międzynarodowe święto klasy robotniczej upamiętniające strajk robotników w Chicago z 1890 roku. Hucznie obchodzone było we wszystkich krajach komunistycznych, nadal jest obchodzone w krajach socjalistycznych. Za czasów Hitlera w 1933 roku stało się świętem narodowym III Rzeszy, od 1950 roku jest świętem państwowym w Polsce.



    Zastanówmy się tak na zdrowy chłopski rozum, jaki jest sens istnienia tego święta? Pomijając fakt wolnego dnia od pracy i możliwości zorganizowania majówki.
    1. Po kiego czorta świętować pracę w kraju, którego ponad 30% obywateli tejże pracy nie ma, a ponad 2 miliony obywateli wyjechało w jej poszukiwaniu za granicę?
    2. Jaki w ogóle jest sens świętowania czegoś takiego jak praca? Do roboty się idzie po to, żeby zarobić pieniądze i mieć z czego żyć. Czynność tak samo konieczna jak pranie brudnych skarpetek czy sprzątanie domu. Co tu świętować?
    3. Człowiek pracuje średnio po 8 godzin dziennie, 5 razy w tygodniu czyli 40 godzin. Chyba, że ma nadgodziny, drugi etat czy inny przypadek, ale z reguły jest to 40 godzin pracy. Tymczasem w tygodniu mamy 7x24 godziny czyli aż 168 godzin. Gdy odejmiemy czas potrzebny na pracę, zostaje nam 128 godzin czyli ponad 3-krotnie więcej. Zatem gdyby w Polsce był kapitalizm, święto pracy powinno zostać zastąpione świętem konsumenta! Bo człowiek w ciągu tygodnia konsumuje przez 128 godzin, a pracuje jedynie przez 40! Czyż nie? No ale skoro nadal mamy socjalizm to nadal czcimy święto pracy, ci którzy mają robotę mają co świętować, a reszta zapewne za zasiłek bezrobotnego wyprawi sobie grilla.
    Ze smutnych wieści wczorajsza informacja: w wieku 82 lat zmarł Mieczysław Wilczek - minister przemysłu w ostatnim okresie istnienia PRL, autor słynnej ustawy Wilczka, która zagwarantowała Polakom wolność gospodarczą i krótko mówiąc umożliwiała wszelką inicjatywę przedsiębiorczości - można było robić wszystko, co nie było zakazane przez prawo. Niestety przez 25 lat rządów PO (POokrągłostołowej bandy złodziei, która pod różnymi szyldami rządzi nieprzerwanie Polską od 1989 roku) skutki tej ustawy zostały stopniowo zniwelowane kolejnymi szkodliwymi działaniami biurokracji, aż w końcu ustawa została zniesiona.




    Fot.: Mieczysław Wilczek


    W związku z tym smutnym wydarzeniem Kongres Nowej Prawicy wydał oświadczenie:
    No i na koniec jest odpowiedź pewnego internauty na skandaliczny spot Platformy Obywatelskiej upamiętniający 10 lat członkostwa Polski w Unii Europejskiej, za który zapłaciliście 7 000 000 (siedem milionów) polskich złotych (a w planach jest już kolejny za 8 500 000 PLN SIC!). Klip nosi tytuł "10 lat świetlnych - 10 lat w Unii Europejskiej" - Deleted Scenes, nie kosztował Was ani złotówki, a o ile bardziej daje do myślenia:




    Udanego świętowania Ja idę spać, bo trzeba się wyspać i do roboty wstać... żeby konsumenci przez 128/168 godzin w tygodniu mieli tanie usługi na wysokim poziomie
  6. Jurij
    Dzisiaj ostatni dzień walki o fotel prezydenta RP - pora podsumować tę odlotową kampanię! A działo się, oj działo....



    Owe 19 000 KM udało się pokonać dzięki między innymi:
    Air KORWiN One:



    Helikopterowi od Zbigniewa Stonogi:








    One KORWiN Truck:



    One KORWiN Bus:




    Tram KORWiN One:






    Nie zabrakło też gustownego Volvo C70 cabrio w Krakowie:



    Płomiennych przemówień:




    Zdjęcia na czołgu w drodze do obalenia reżimu:



    Zdjęć z pięknymi Cosplayerkami:






    Sesji zdjęciowych z kobietami:




    Ba, powstał też nawet napój energetyczny KORWiN, żeby nie opaść z sił!



    oraz gry na telefon, żeby nie umrzeć z nudów podczas wystąpień Komorowskiego, Palikota, Dudy czy Jarubasa:









    akcji typu Pocztówka dla Korwina:




    ale przede wszystkim - wieców i spotkań, na których pojawiliście się Wy - wyborcy!!!




    Tutaj na zdjęciu w Krakowie ponad 10 000 osób. Wedle reżimowej TVP info - tak wygląda niespełna tysiąc fanów Korwina. Dla porównania:





    Tak, manipulacji i nieczystych zagrywek także było w tej kampanii ze strony reżimowych mediów bez liku. Ale mam nadzieję, że to Was nie zdemotywowało i 10 maja spotkamy się przy urnach, bo być może to ostatnia szansa na uratowanie Polski...









  7. Jurij
    Cóż, w dniu dzisiejszym Trybunał Konstytucyjny ogłosił, że legalnie wolno kraść. I kłamać. A konkretnie, że podniesienie wieku emerytalnego przez Tuska i jego pachołków jest zgodne z Konstytucją. Tym samym wiemy już na sto procent, że obietnice oraz umowy zawierane z Państwem Polskim są nic nie warte. Rząd może sobie w dowolnym momencie zmienić warunki umów, a Ty obywatelu teoretycznie nie możesz nic zrobić. Możesz się odwoływać gdzie chcesz, ale możesz być pewien, że władza sądownicza podporządkowana panującemu reżimowi nie wyda korzystnego dla Ciebie wyroku, tylko będzie bronić interesów tejże władzy.
    Kilka dni temu premier Tusk osobiście przyznał się, że bezczelnie okłamał cały naród i to co obiecywał przed wyborami wcale nie było jego zamiarem. Z resztą zostało to już doskonale skomentowane:



    Wkrótce nadarzy się znakomita okazja, aby podziękować premierowi i ekipie rządzącej Polską od 25 lat za wszystkie kłamstwa wyborcze, doprowadzenie kraju do ruiny, przedsiębiorców do bankructwa, zmuszenia ludzi do emigracji, kradzieży pieniędzy z OFE oraz 4 bilionów złotych długu. 25 maja odbędą się wybory do parlamentu europejskiego i warto wziąć w nich udział, głosując na listę numer 7. Dlaczego? Wszak w Parlamencie Europejskim nie można niczego załatwić. Ale warto wygrać te wybory, aby móc:
    wprowadzić jak największą liczbę posłów do parlamentu europejskiego, a co za tym idzie:
    każdy wprowadzony do parlamentu europejskiego poseł to solidny zastrzyk finansowy dla Kongresu Nowej Prawicy (ta partia nie jest finansowana z Waszych podatków, istnieje jedynie dzięki darowiznom, a każdy eurodeputowany z listy numer 7 przekaże wszystkie swoje diety na rachunek partii),
    dzięki tym funduszom partia będzie miała za co prowadzić kampanię do polskiego sejmu w wyborach 2015 roku,
    unijni posłowie będą częściej pokazywani w Polskich mediach,
    a przy okazji euro-posłowie KNP będą mogli niszczyć i ośmieszać Unię od środka, tak jak to czyni teraz min. brytyjski UKIP z panem Faragem na czele.
    Mamy niepowtarzalną okazję pokazać pookrągłostołowej klice, że mamy ich dość. W ostatnich sondażach KNP miało ponad 5, 6%, a w dwóch ostatnich 8,4% a nawet 9,1%:



    Wystarczy tylko się wybrać na spacer z dowodem osobistym i oddać głos na dowolne nazwisko z listy numer 7.
    Instrukcja o tym jak głosować dla Polaków mieszkających za granicą: http://tiny.pl/qk3r2
    Instrukcja o tym jak głosować dla Polaków bez zameldowania i poza miejscem zameldowania: http://tiny.pl/qk39f
    Krótko mówiąc wypełnia się papierek, dopisuje do lokalnego spisu wyborców i sprawa załatwiona - już możemy głosować na listę numer siedem
    Jeśli uważasz, że w Polsce jest już błogostan i po 25 latach rządów AWS, SLD, PIS, PO lepiej być nie może - to nie idź nigdzie. Po co się fatygować. Jest przecież super. Usiądź wygodnie przed telewizorem, obejrzyj sobie Taniec z Gwiazdami, zapal skręta, strzel browara, weź kredyt i wyjedź na odlotową majówkę.
    A jeśli jednak masz odrobinę oleju w głowie i zgadzasz się z przesłaniem piosenki Kabaretu pod Wyrwigroszem:




    To nie zmarnuj tej szansy, 25 maja weź udział w wyborach i skreśl dowolne nazwisko z listy numer 7. Najlepiej całą rodziną, niech siódemka okaże się szczęśliwa dla Polski!



  8. Jurij
    Czułe powitania w nowym 2017 roku!
     
    Szczególnie gorąco witam wszystkich, którzy jeszcze trwają w boju i nie popełnili samobójstwa w naszym mlekiem i miodem płynącym kraju. I nie bez przyczyny o tym wspominam, albowiem niedawno media doniosły, że w Polsce liczba samobójstw jest już dwukrotnie wyższa od liczby osób, które giną we wszelkiego rodzaju wypadkach. Najczęściej odbierają sobie życie ludzie młodzi w wieku 30-49 lat, z czego aż 5200 na 6000 samobójców to mężczyźni.
     
    Ale dzisiejsza pogadanka będzie o dzisiejszym wydarzeniu oraz wydarzeniach poprzedzających, które w znaczącym stopniu uderzą we wszystkich Polaków i doprowadzą do destrukcji kraju. Data 10 lutego 2017 roku niewątpliwie nie zapisze się kolorowymi barwami w historii współczesnej Polski, albowiem tego dnia Narodowy Bank Polski wprowadzi do obiegu nowy banknot o nominale 500 złotych. Mimo iż sam banknot jest kolorowy i może niektórym się podobać:
     

     
    to niestety jego wprowadzenie nie świadczy niczego dobrego. A że Polacy nie zdają sobie sprawy z tego jaką zbrodnię popełnił rząd Rzeczypospolitej Polskiej raz Narodowy Bank Polski, pokazuję i objaśniam.
     
    Historia wielu współczesnych państw pokazała niejednokrotnie, że kiedy w państwie dzieje się źle, wtedy zaczyna szaleć inflacja.
     
     
    A kiedy emitowany pieniądz jest wart coraz mniej, wtedy potrzebujemy go coraz więcej, aby zaspokoić nasze potrzeby. Jeszcze gorzej sprawa się ma, kiedy mamy do czynienia z krajem socjalistycznym, jakim niewątpliwie jest Polska, gdzie rząd zajmuje się poborem podatków i redystrybucją dóbr głównie za pomocą socjalistycznych wynalazków, takich jak system emerytalny, zasiłki dla poszczególnych grup społecznych (np. program 500+, zasiłek dla bezrobotnych). Wówczas rząd potrzebuje coraz więcej pieniędzy i nakłada coraz wyższe podatki. Ale to też nie trwa wiecznie, bo w końcu podatki osiągają tak wysoki poziom (jak w Polsce gdzie wynoszą ponad 83%), że płatnicy podatków nie są w stanie zaspokoić rosnących potrzeb rządu. Zupełnie jak ten osiołek:
     

     
    Wówczas ludzie albo bankrutują, albo przenoszą się do szarej strefy, albo wyjeżdżają (przenoszą swój biznes) za granicę albo niestety odbierają sobie życie. Dlatego rząd musi sobie radzić sam i wtedy albo:
     
    1. Pożycza pieniądze od zagranicznych banków - co już nastąpiło, bo jak niedawno słyszeliśmy zegar długu publicznego Polski przekroczył kwotę 1 biliona złotych (wraz z długiem ukrytym to ponad 4 biliony złotych),
    2. Albo lub jak to w przypadku Polski oraz dodrukowuje sobie pusty pieniądz, tzw. pieniądz fiducjarny.
     
     
    Ponieważ Narodowy Bank Polski od dłuższego czasu drukuje sobie pieniądze bez pokrycia (tak samo jak Europejski Bank Centralny robi z Euro), jego wartość notorycznie spada. A zatem dochodzi do sytuacji, kiedy za tę samą kwotę możemy kupić coraz mniej dóbr. Kiedy wejdziemy na stronę Narodowego Banku Polskiego, zobaczymy taki o to nagłówek:
     

     
    Ale czy aby na pewno? Pamiętam doskonale rok 1994, ostatni rok przed denominacją wprowadzoną przez Hannę Gronkiewicz Waltz - ówczesnego prezesa Narodowego Banku Polskiego. Denominacja została przeprowadzona w stosunku 1:10 000. Oznacza to że banknot 10 000 PLN został wymieniony na 1 zł, banknot 100 000 zł na 10 zł, banknot 1000 000 zł na 100 zł a popularna 100-złotówka stała się jednym groszem. Tak Hanna Gronkiewicz - Waltz promowała nowe banknoty:
     

     
    Wówczas najwyższym nominałem był banknot 2000 000 złotych z Ignacym Janem Paderewskim, wymieniony na współczesne 200 zł. Niewielu jednak wie, że ówczesna prezes Narodowego Banku Polskiego miała zamiar wprowadzić do obiegu banknot 5000 000 zł z Józefem Piłsudskim gdyby nie udało się natychmiast zdenominować złotówki. Andrzej Heidrich, projektant większości polskich banknotów, przygotował taki nominał:
     

     
    Jednak nie został on nigdy wprowadzony do obiegu, ponieważ dokonano denominacji. Stare banknoty przez rok były używane w obiegu na równi z nowymi (co powodowało wiele zabawnych sytuacji w sklepach, kiedy np. ekspedientka zmuszona była wydać dwieście tysięcy i trzydzieści dwa grosze), jednak stare banknoty bardzo szybko zniknęły z obiegu. Spóźnialscy mogli je wymieniać w banku jeszcze przez 10 lat. Niestety od tamtego czasu wiele się zmieniło. Przez 22 lata rządów socjalistycznych pod barwami AWS, Platformy Obywatelskiej, SLD, PSL, PiS złotówka mocno straciła na wartości, a socjalistyczne programy zaczęły pochłaniać coraz więcej i więcej pieniędzy. Jeśli w 1994 roku byliśmy w stanie wziąć 100 000 zł i zrobić przyzwoite zakupy, to dziś kwota 10 zł nie wystarczy nam już na zakup chociażby chleba, mleka, masła i 100g szynki. A przecież NBP dba o wartość pieniądza! Czyż nie?
     
    Otóż nie, co postaram się zaraz udowodnić. W 2013 roku Narodowy Bank Polski ogłosił, że wprowadzi do obiegu nowe zmodernizowane banknoty 10, 20, 50 oraz 100 zł. Już w 2014 roku nowe banknoty pojawiły się w naszych portfelach: 
     

     
    NBP wprowadził nowe banknoty rzekomo w trosce o bezpieczeństwo, gdyż nowe zabezpieczenia miały utrudnić fałszowanie banknotów. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby NBP każdy wprowadzony do obiegu stary banknot zastąpił nowym. Tymczasem NBP uznał, że obie wersje są ważnym środkiem płatniczym bezterminowo! Oznacza to, że cała operacja poprawy zabezpieczeń polskich banknotów to jeden wielki pic na wodę. Albowiem skoro stare banknoty o rzekomo słabych zabezpieczeniach nadal są prawnym środkiem płatniczym, to nic nie stoi na przeszkodzie aby fałszerze nadal je sobie drukowali. Czyż nie? Tymczasem po trzech latach od przeprowadzenia tej operacji stare banknoty jak i nowe znajdują się na równi w obiegu i wcale nie widać, żeby tych starych było mniej. Zwróćcie na to uwagę, kiedy będziecie wypłacać pieniądze z bankomatu czy dostawać resztę w sklepie. Szanse, że dostaniecie stary lub nowy banknot są takie same. A to znak, że NBP wcale nie wcale nie wycofał z obiegu starych pieniędzy, tylko podwoił ilość gotówki znajdującej się w obiegu. W 2016 roku to samo spotkało banknot o nominale 200 zł.
     

     
    Niestety i to nie zaspokoiło potrzeb rządu. Zaciągnięte 20 miliardów złotych pożyczki na program 500+ trzeba czymś spłacić. Dlatego Narodowy Bank Polski, jak sam dumnie ogłosił, postanowił sprostać społecznemu zapotrzebowaniu na duże nominały i w dniu dzisiejszym wprowadził do obiegu banknot 500 zł. Nie wszyscy przyjęli to z entuzjazmem, dlatego:
     
    Przyznam się szczerze, że dawno mnie nic tak bardzo nie rozbawiło, jak to oświadczenie. Z tej jednej wypowiedzi NBP możemy śmiało wywnioskować, że:
     
    1. Wcale nie chodziło o uzupełnienie zapotrzebowania na duże nominały w społeczeństwie. Z resztą komu w dzisiejszych czasach potrzebne są duże nominały, gdy dwusetki rzadko się zdarzają, a większość operacji jest bezgotówkowa?
    2. NBP przyznał otwarcie, że wydrukował 50 milionów pięćsetek = dodrukował 25 miliardów złotych. Czyli mniej więcej tyle ile obecna władza potrzebuje w roku bieżącym na realizację socjalistycznych zachcianek. Ze świecą szukać wycofanych z obiegu starych banknotów o wartości 25 miliardów złotych.
    3. Jednym z częściej spotykanych banknotów jest poczciwa 20-złotówka, której w obiegu jest raptem 100 000 000 sztuk. Czy naprawdę pocieszeniem jest, że najwyższy nominał będzie dodrukowany w liczbie połowę mniejszej?
     
    Studiując dane NBP można się dowiedzieć jeszcze ciekawszych rzeczy. Najpopularniejszym i najliczniej wydrukowanym banknotem jest banknot o nominale 100 zł. W kwietniu 2007 roku było wydrukowanych i wpuszczonych do obiegu 462 miliony sztuk tego banknotu. W kwietniu 2014 roku było już tego 942 miliony sztuk, czyli ponad dwukrotnie więcej! A ile ich jest w obiegu po wydrukowaniu nowej zmodernizowanej wersji? Sprawdźcie sami
     
    Ja natomiast dla kontrastu podam przykład Wielkiej Brytanii. Tam od lat największym nominałem jest banknot 50 funtowy, a i tak przeważnie spotkać go można jedynie w bankach. W sklepach jest prawdziwą rzadkością i nikt nie płacze z tego powodu. 5, 10 czy 20 funtów w zupełności wystarcza żeby zrobić zakupy. A co ciekawe we wrześniu 2016 roku Wielka Brytania również zmodernizowała swój banknot 5-funtowy. Ale na zupełnie innej zasadzie. Od września zaczęły się pojawiać nowe polimerowe 5-funtówki:
     

     
    A stare papierowe? Cóż, w listopadzie trudno już było taką spotkać, w obiegu zdecydowanie królowała lepiej zabezpieczona wersja polimerowa. A papierowa wersja w kwietniu 2017 roku przestaje być prawnym środkiem płatniczym i będzie ją można wymienić na nową jedynie w bankach.
     
    Można? Można. Ale to trzeba by mieć blade pojęcie o gospodarce i nie rabować własnych obywateli z ich ciężko zarobionych pieniędzy. A drukowanie pieniądza jest niczym innym jak podatkiem inflacyjnym, który płacimy my wszyscy płacąc za coraz droższe towary i usługi. Obyśmy niebawem w Kaczystanie nie skończyli jak obywatele innych krajów socjalistycznych, takich jak Wenezuela:
     

     
     
    III Rzesza:
     

     
     
    Czy Zimbabwe...
     

     
     
    Najwyższy czas się obudzić i nie pozwolić się okradać drakońskimi podatkami oraz bandyckim niszczeniem wartości naszych pieniędzy.
     

     
    Wkrótce dodam kolejny zaległy zeszłoroczny wpis na bardzo pokrewny temat. A tymczasem życzę wszystkim w nowym 2017 roku samych sukcesów, powodzenia w walce z socjalizmem i oby III RP wreszcie zbankrutowała w całości, a na jej gruzach powstała normalność z wolnym rynkiem i silnym, bogatym i szczęśliwym narodem.
     
    Jurij
     
    P.S.
     
    A władzom Kaczystanu jak i jego mieszkańcom z pewnością przyda się powtórzyć lekcję ekonomii znanego bogatego kaczora (który nie tylko ma konto w banku ale i swój własny skarbiec) czym się kończy inflacja i dodruk pieniądza:
     
     
  9. Jurij
    Pod koniec 2016 roku po drugiej stronie globu w Wenezueli wybitny socjalista prezydent Maduro ogłosił, że wycofuje z obiegu najwyższy wówczas banknot 100 Boliwarów, gdyż był on głównie wykorzystywany przez przestępców.
     

     

     
    W 2018 roku socjalistyczna Unia Europejska zaprzestała produkcji banknotu 500 euro gdyż... jest on głównie wykorzystywany przez przestępców.
     

     

     
    Zaledwie rok później w listopadzie 2017 roku  w odległej Wenezueli tenże sam wybitny socjalista prezydent Maduro podczas przemawiania do narodu zaprezentował światu nowy banknot o nominale 100 000 Boliwarów.
     
     

     
    Unio Europejska - nie zawiedź mnie!!!
     

     
  10. Jurij
    Na ten odcinek czekaliśmy bardzo długo, ale warto było. Powinien go obejrzeć każdy Polak, każdy wyborca Tuska i każdy posiadacz kredytu we frankach szwajcarskich. Dowiecie się min. dlaczego Polacy bankrutują, dlaczego pomimo najbardziej optymistycznych zapewnień rządu nie dzieje się dobrze i komu za to podziękować. Przed Wami najdłuższy i jeden z najlepszych odcinków MaxTV jakie do tej pory powstały:




    A ja muszę wreszcie się pozbierać, wpisy o kryzysie na prawicy, lewicowej literaturze i gejach i lesbijkach same się nie napiszą. Stay tuned
  11. Jurij
    Barracuda umiera. Ponownie.
    Był rok 2007 lub też 2008 (bardziej prawdopodobne że 2008), kiedy to Jurij uzmysłowił sobie, że dyski twarde ostatnimi czasy bardzo potaniały i jako właściciel względnie nowej dwuletniej maszyny postanowił zakupić nowy dysk twardy. Zanim to jednak nastąpiło, odrobina historii...
    Pierwszy dysk Twardy jaki Jurij posiadał - 6,4 GB Seagate Medalist - został kupiony w 1998 roku wraz z nowym komputerem (o którym niebawem w innym wpisie) i był wówczas bardzo pojemnym woluminem. Rzadko kto posiadał dysk większy niż 1 - 2,5 GB. Medalist został wycofany z eksploatacji w kwietniu 2005 roku. Przepracował 7 lat. Niestety mała jak na ówczesne czasy pojemność, pojawiające się bad sectory i głośność pracy przypominająca odgłosy maszyny do popcornu nie dawały złudzeń - trzeba było kupić nowy dysk. Nowa lśniąca Barracuda 7200.7 o oszałamiającej pojemności 80 GB została zakupiona w kwietniu 2005 roku. Początkowo działała jako dysk 32 GB, gdyż płyta Asus P2B nie obsługiwała dysków o większej pojemności. Dopiero na nowym sprzęcie zakupionym w listopadzie 2005 rozwinęła skrzydła i jako dysk 80GB działa do dziś, jakby na to nie patrzeć - już ósmy rok. Miała przedwczoraj nawet odejść na zasłużoną emeryturę ale...
    Inżynierowie firmy Seagate niestety pokrzyżowali te plany. W 2007-8 roku, gdy Jurij zorientował się jak bardzo dyski twarde potaniały, postanowił za nieco ponad ćwierć tysiąca PLN zakupić nową lśniącą Barracudę o oszałamiającej pojemności 0,5 Terabajta, lub jak kto woli 500 GB. Nowa Barracuda objęta była 3-letnią gwarancją, obsługiwała nowoczesny interfejs SATA, posiadała nowoczesne technologie jak NCQ - krótko mówiąc była niesamowicie pojemna i szybka. Szczęście nie trwało jednak długo...
    Pierwsza śmierć.
    W 2009 roku wydarzył się nieszczęśliwy wypadek. Nie minął nawet rok od zakupu nowej lśniącej Barracudy, a stało się nieszczęście. Pewnego dnia o piątej nad ranem, kiedy kopiowane były ostatnie pliki, a sprzęt miał się niebawem udać na spoczynek - Modecom Feel 350 W nie wytrzymał i komputer wyłączył się. Po ponownym uruchomieniu słychać było jedynie przeraźliwe łiiii.... łiiiiii...... łiiiiiiii....... Tak jakby dysk twardy chciał się rozpędzić, a nie mógł. Początkowo padły przypuszczenia na wadliwe firmware, albowiem dysk należał do jednej z felernych serii AS, które posiadały błąd w oprogramowaniu, powodujący brak wykrywania dysku w biosie. Niestety pobliskie serwisy komputerowe wykluczyły tę przypadłość i dysk powędrował na półkę. Większość plików nie była zbyt cenna, ale partycja ze zdjęciami okazała się nie do odratowania. Przypuszczalnie firmy odzyskujące dane by sobie z tym poradziły, ale koszt 1000 PLN za każdy stracony gigabajt (partycja ze zdjęciami miała kilka gigabajtów) okazał się zbyt wysoki do zaakceptowania. Po roku żałoba po stracie danych osłabła, bo jak wiadomo czas leczy rany. Mała pojemność 80 GB Barracudy dawała się we znaki i wtedy pojawiła się myśl. A gdyby tak dysk oddać na gwarancję? Dane i tak bezpowrotnie przepadły, ale może chociaż uda się odzyskać sprzęt...
    Dysk został oddany do miejsca zakupu i po paru tygodniach odebrałem... inną Barracudę 7200.10. Chciałbym napisać nową - ale niestety nie. Globalna awaria dysków twardych w firmie Seagate, brutalnie zamieciona pod dywan (nawet na ich stronach trudno było znaleźć informację o tej awarii i trzeba było się nieźle naszukać, żeby uzyskać pomoc) - zmieniła historię tej gałęzi branży komputerowej nieodwracalnie. Po pierwsze - od tamtej pory dyski twarde były sprzedawane z przeważnie dwuletnią gwarancją. Wcześniej normą były 3-5 letnie okresy gwarancyjne i nie dziwiło to nikogo. Poza krótszym okresem gwarancji zmieniła się także polityka firmy Seagate odnośnie napraw uszkodzonych dysków. Dawniej jak oddawałeś uszkodzony dysk - dostawałeś nowy (taki sam lub nowszy model). I było to normalne. Od czasów awarii dysków Seagate wszystko się zmieniło. Uszkodzone dyski trafiały do fabryki, gdzie sprawne części były odzyskiwane, elektronika wymieniana na nową i tak naprawiony dysk twardy, opatrzony zieloną etykietką "Refurbished by Seagate" trafiał do klienta. Naturalnie dysk miał już wgrane najnowsze firmware SD1A, które gwarantowało odporność na dotychczasowe usterki. I co tu z takim dyskiem zrobić? Można było go sprzedać za ~ 150 PLN, ale to nie rozwiązywałoby kwestii braku miejsca. Postanowiłem więc używać go jako dysk NQ2 - czyli magazyn danych. Dyskiem systemowym była nadal 80GB Barracuda 7200.7. I tak było do przedwczoraj.
    Druga śmierć.
    Jakiś miesiąc temu pojawiła się koncepcja unowocześnienia zakupionej w 2005 roku maszyny. Biorąc pod uwagę fakt, że w 2009 roku zostały wymienione zasilacz i karta graficzna - postanowiłem wymienić pozostałe podzespoły czyli płytę główną, procesor i ram. Pojawiła się nawet słuszna koncepcja wysłania wysłużonej 80GB Barracudy na zasłużoną emeryturę. Zrobione około dwóch tygodni temu odczyty dobrze rokowały:



    Stan 500-gigowej Barracudy był dobry. Przepracowała raptem 6220 godzin i miała przejąć pałeczkę dysku głównego. Tak się jednak nie stało. Podczas kopiowania cennych plików przed formatem i zmiany podzespołów bazowych, zaczęły wydobywać się z obudowy dziwne stukania. Tak, jakby ktoś rozpędził metalowego bączka i nagle go wyhamował przykładając magnes. Oho - na 80 GB Barracudę już czas - pomyślałem. Wypiąłem ją z obudowy, poskładałem sprzęt i... jakież było moje zdziwienie, gdy owe stukoty nie ustały Tego się nie spodziewałem...
    Niczym ZUS podjąłem błyskawiczną decyzję i zawróciłem 80-kę z emerytury, instalując na niej nowy system. 500-ka miała nadal pełnić rolę magazynu danych, ale... Windows 7 bez litości co kilka minut zaczął mnie informować, że dysk zgłasza swoją awarię i czy wykonać kopię zapasową... To chyba jakaś pomyłka, pomyślałem - przecież stan dysku parę dni temu był dobry! Wykonałem ponowny test i ręce mi opadły:



    Tego nie było w planach. Stosunkowo nowy dysk padł i jedyne co można zrobić w takiej sytuacji to szybko skopiować najistotniejsze dane ( bo jak tu skopiować wszystko, mając do dyspozycji tylko 80 GB?) i odłączyć chory sprzęt. Teraz nie pozostaje nic innego, jak szybko uskładać środki na nowy nieplanowany zakup, skopiować 80-kę i 500-kę na nowy dysk i modlić się, żeby nowy zakup szybko nie padł. Niestety żyjemy w chorym świecie i są to złudne nadzieje... Bo powinno być tak, że sprzęt ma dwa lata gwarancji i po tym okresie może się popsuć, ale nie musi. Tymczasem teraz jest tak, że po dwuletnim okresie gwarancji z pewnością się popsuje.
    Refleksje.
    W takich sytuacjach często nasuwają się refleksje. Tygodniami, a niekiedy miesiącami czy latami harujemy jak woły na nowy sprzęt. Mamy nadzieję, że będzie nam służył latami. Wydajemy ciężko zarobione pieniądze na nowy komputer, telefon czy samochód wierząc, że im lepiej będziemy o niego dbali, tym dłużej nam będzie działał.
    I w normalnym świecie tak powinno być. Przecież istnieją takie czynniki jak postęp technologiczny, które powinny sprawiać, że rzeczy są trwalsze i wydajniejsze.
    Tak się jednak nie dzieje. Producentom sprzętu przestało wystarczać, że biorą od nas pieniądze za produkt. Oni chcą, abyśmy im za ten sam produkt płacili częściej i coraz więcej pieniędzy. Jak tego dokonać? Bardzo prosto - wystarczy wyprodukować sprzęt, który tuż po okresie gwarancji musi się zepsuć. To nie jest kwestia tego, czy o niego dbamy czy nie. Nowe urządzenia niestety są tak zaprojektowane, aby pewnego pięknego dnia odmówiły współpracy. Ale to pół biedy. Gorzej, że są produkowane w taki sposób, abyśmy nie byli w stanie ich sobie naprawić! Nie wiem czy zdajecie sobie z tego sprawę, ale nowe telefony komórkowe, takie jak HTC One czy Sony Xperia Z są tak zaprojektowane, że ich rozebranie jest niemożliwe bez zniszczenia produktu. Mało tego, firma Sony ma taką politykę, że nie naprawia sprzętu tylko wymienia na nowy. Jeszcze kilka lat temu jak padło coś na płycie, to serwisant brał do ręki stację lutowniczą Hot Air, wymieniał wadliwy element i po kłopocie. Teraz tak się nie da, bo Sony nie udostępniło nawet schematów swoich urządzeń! Serwisant musi wymienić albo płytę główną, albo urządzenie na nowe. A jak skończyła Ci się gwarancja? Masz problem. Musisz kupić nowy produkt.
    Niestety tak to działa. I nie ma znaczenia czy jest to nierozbieralny telefon, pralka w której wymiana bębna czy naprawa silnika kosztuje więcej niż nowy produkt, piecyk gazowy którego elektronika jest zalana nierozbieralnym plastikiem czy dysk twardy. Nawet w nowszych samochodach nie da się samemu wymienić podstawowych kontrolek, tylko trzeba jechać do autoryzowanego serwisu. Czy tak powinno być? Z pewnością nie. Jak się przed tym bronić? Zapraszam do obejrzenia dającego do myślenia dokumentu "Spisek żarówkowy - nieznana historia zaplanowanej nieprzydatności": http://w270.wrzuta.pl/film/6NPBsQtOGhc/spisek_zarowkowy_-_nieznana_historia_zaplanowanej_nieprzydatnosci
    Niestety współczesna elektronika jest tak skonstruowana, aby po określonym czasie się popsuła. Na niektóre przedmioty niestety nie ma mocnych. Dysku twardego nie da się naprawić, trzeba kupić nowy. Jedyna pociecha w tym, że stare dyski będą sobie leżeć jako kopia zapasowa i ryzyko bezpowrotnej utraty wszystkich danych zmaleje Marna to pociecha, gdy forsę znów trzeba wydać. Czy żyjemy tylko po to, by harować na nowszy sprzęt? Obym w rok-dwa po zakupie nowego WD Caviara nie musiał zadawać sobie znów takich pytań...
  12. Jurij
    Czwartek 20 VI 2013 wpisał się do historii z wielu aspektów. I nie tylko dlatego, że był to dzień wyjątkowo upalny, a temperatura przekraczała 30 stopni Celsjusza. Tego dnia odbyły się dwa spotkania. O 12.30 przed Urzedem Skarbowym w Krakowie Kongres Nowej Prawicy zorganizował konferencję prasową z głodującym od 10 czerwca Januszem Kowalikiem - przedsiębiorcę z małopolski, którego wieloletnie nieprzerwane kontrole skarbówki doprowadziły do bankructwa i wielomilionowych długów. Oto relacja z tej konferencji:




    Natomiast o 16 w klubie pod Jaszczurami odbyło się spotkanie z Januszem Korwin - Mikke, na którym można było wysłuchać krótkiego wykładu, a potem zadać pytanie. Sama informacja o spotkaniu pojawiła się dosyć późno w przeddzień wydarzenia, więc trzeba się było szybko zdecydować czy gnać na spotkanie czy też nie? Na szczęście wyznawana przez konserwatywnych liberałów zasada:
    oraz chęć zobaczenia prezesa KNP na żywo przeważyły i dosiadłszy swojego czarnego, lśniącego, dwukołowego rumaka pognałem na spotkanie pomimo dającego się we znaki upału. Sam wykład nie różnił się niczym od całej masy wykładów JKM dostępnych na youtube. Ale zapewne dla licznie zgromadzonej publiczności były to rzeczy nowe i zupełnie odmienne, niż te które docierają do nas każdego dnia z mediów reżimowych.



    Jak widać na załączonym obrazku sala była pełna i ledwo udało mi się wcisnąć. Od lewej w dali widać panią Agatę, Konrada Berkowicza, Stanisława Żółtka (v-ce prezesa KNP) oraz Janusza Korwin - Mikke (prezesa KNP). Nagranie ze spotkania pewnie wkrótce będzie dostępne na youtube, jak znajdę to udostępnię na blogu. Po spotkaniu można było wypełnić deklarację i zapisać się do partii, kupić jedną książek JKM, zdobyć autograf oraz zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie z prezesem.



    Tutaj widzimy jak JKM podpisuje swoje książki. Z czego skorzystałem i ja:

    Mam także pamiątkowe zdjęcie z prezesem, którego jednak ze względu na to iż nie lubię ułatwiać zadania służbom specjalnym - nie udostępnię. Do domu wróciłem wykończony ale i zadowolony A na miejscu czekał prezent - zamówiona płyta główna i procesor Dziś kupiłem ramy i jak dojdą w przyszłym tygodniu - będzie wymiana podzespołów i ogólna euforia Co ciekawe idąc przez miasto na spotkanie i wracając z niego zaobserwowałem wiele dziewcząt w sukienkach! Nie wiem czy to za sprawą globalnego ocieplenia zmieniła się moda czy też na skutek mojego poprzedniego wpisu o feministkach ( ) ale pozostaje powiedzieć - tak trzymać!
    I na koniec dygresja polityczna. W tym tygodniu nasz "umiłowany" premier Donald Tusk wpadł na genialny pomysł, aby partie nie były więcej finansowane z budżetu. Idę o zakład, że jest to tymczasowe mydlenie oczu obywatelom, aby zyskać kilka punktów % w katastrofalnych sondażach, ale... Na zdrowy chłopski rozum - dlaczego nie? Wcale nie musimy czekać, aż oni cokolwiek zmienią. Bo tego możemy być pewni - nie zmienią. Ale wiemy także, że oni żyją tylko i wyłącznie dzięki podatkom płaconym przez nas - wszystkich Polaków. Co zatem należy zrobić, aby dokonać zmian w kraju? Tak jest - przestać karmić pasożyta. Trzymać się z dala od urzędów skarbowych ( jak pokazuje przykład pana Kowalika do niczego dobrego to nie prowadzi), nie brać paragonów, nie płacić podatków, rozliczać się w gotówce, niczego nie deklarować i niczym się nie przejmować. Inaczej wydoją nas do reszty i odbiorą resztki wolności. Jak mawiał Jan Paweł II:
    Z pewnością kilka milionów obywateli ma w tym interes, żeby obecny ustrój istniał. Tylko dlaczego pozostałe 30 milionów ma z tego tytułu cierpieć? Gdyby każdy z tych trzydziestu milionów zaczął brać czynny udział w wolnym rynku (mylnie nazywanym dzisiaj szarą strefą), zobaczylibyście jak szybko ten euro-moloch padnie. A to wszystko już bankrutuje i dalsze podtrzymywanie tego pasożyta przy życiu nie przyniesie niczego dobrego. I bez obaw, 30 milionów ludzi nie wsadzą do kryminału. Technicznie nie dadzą rady. Z dodrukowywania pieniędzy też nie wyżyją. Spełnijmy zatem marzenie premiera i przestańmy finansować pasożytów! I tym optymistycznym akcentem zakończę dzisiejszy wpis
  13. Jurij
    Po omówieniu tego co było, czyli o minionym Kryzysie Na Prawicy, pora pomówić o tym co będzie. A krótko mówiąc będzie tak, że jeśli się teraz nie zmobilizujemy i Bronek Komorowski wygra wybory prezydenckie na następną kadencję, to za jego prezydentury doczekamy smutnych czasów, że najtańszy 5-procentowy bronek będzie kosztował 4 PLN, a najtańsza butelka wódki będzie kosztować złociszy 32. Zmiany wejdą w życie w 2016 roku, no chyba że obalimy ten chory reżim i wyjdziemy z Unii Europejskiej. I uwaga - żebyście nie mieli żadnych złudzeń. Nowe przepisy nie sprawią, że Tyskie czy Żywiec będą kosztowały 4 złote. O nie, nie! Cena 4 zł będzie stawką minimalną za puszkę każdego najtańszego sikacza, który będzie miał powyżej 5% zawartości alkoholu. Cena popularnych piw będzie wyższa, a cena prawdziwych piw z małych browarów jeszcze wyższa. To samo będzie tyczyło się wódki.



    Minimalna cena za butelkę piwa czy wódki, podniesiona za pomocą jednej ustawy, ma rzekomo przyczynić się do zwalczania alkoholizmu w Polsce. Tak samo jak wysoki podatek dochodowy skutecznie zwalcza wrednych kapitalistów, próbujących w tym kraju zarobić na życie. A jak bardzo jest to trudne i jak bardzo jesteśmy rabowani przez rząd III RP okupującej Polskę, możecie dowiedzieć się studiując infografikę wykonaną na bazie kalkulacji Forum Obywatelskiego Rozwoju:



    Tak więc mając do wyboru Bronka od 4 złotych i wolność gospodarczą, pracę, niskie podatki i niskie ceny produktów - co wybierzecie 10 maja?



    Ja już wybrałem Dziś sztucznie utworzone święto flagi, więc możecie jednocześnie świętować popijając piwem i wódką po jeszcze starych cenach, a zarazem czytać, oglądać, namawiać, informować, udostępniać, pokazywać, agitować. Wszystko w Waszych rękach
  14. Jurij
    Czułe powitania
     
    Tytuł dzisiejszego wpisu brzmi dumnie "Canon backup plus" nie bez powodu. I nie, nie jest to żaden nowy podatkowo socjalistyczny wymysł kaczystowskiej grupy przestępczej. Jest to rezultat sprawnego działania kapitalizmu oraz niewidzialnej ręki wolnego rynku, które połączywszy swe siły doprowadziły mnie pewnego pięknego dnia do decyzji zakupu sprzętu o którym zawsze marzyłem. 
     
    ***********************************************************************************************************************************************************************
    Uwaga!
     
    Zakup nie został zrealizowany dzięki żadnym dotacjom, zasiłkom, zapomogom, subwencjom, kredytom, dofinansowaniom i innym tego typu socjalistycznym wynalazkom. Co to, to nie
     
    W normalnym systemie człowiek idzie do pracy, zarabia pieniądze, odkłada je (czyt. oszczędza) i za gotówkę kupuje na wolnym rynku to, co chce. To naprawdę działa! I nie trzeba nikogo okradać To taki pro tip dla socjalistów i wszystkich z dysfunkcją mózgu spowodowaną lewicowym paraliżem całego systemu.
     
    ***********************************************************************************************************************************************************************
     
    A wracając do sedna - zawsze chciałem mieć dobry aparat. I nie mam na myśli żadnego cyfraka czy też wielomegapikselowego czujnika cmos wsadzonego w komórkę. Chciałem mieć coś, co można by było zabrać na wyjazd czy spacer i mieć pewność dobrych zdjęć z możliwością pstrykania tak, jak się to powinno robić - patrząc w wizjer, obracając obiektywem i tak dalej. A że od zawsze byłem fanem marki Canon, podoba mi się możliwość doboru szerokiej gamy najlepszej na rynku optyki no i hasło "You can - Canon" trafiło do mnie na tyle, że sami rozumiecie - kupiłem sobie Canona. A konkretnie padło na Canona 750D.
     

     
    Ten sprzęt ma wszystko, czego szukałem. Matrycę 24 MPx, mnóstwo ustawień i trybów których pewnie nigdy nie opanuję do końca, obrotowy 3" ekran, wymienne obiektywy Canona EOS, wyjścia na mikrofon i hdmi a nawet jest i wifi + nfc, więc można sobie podłączyć telefon i przez aplikację Canona zdalnie sterować aparatem (tak własnie, można robić zdjęcia lustrzanką z poziomu telefonu ) oraz przeglądać sobie zawartość pamięci aparatu, kopiować zdjęcia bezpośrednio na telefon i publikować w razie potrzeby gdzie się chce. No i najważniejsze - jest to lustrzanka cyfrowa, więc jakość wykonanych zdjęć jest krótko mówiąc rewelacyjna.
     
    Zakup ten spowodował jednak pewien problem. Gdzie trzymać wszystkie zrobione zdjęcia? Każda karta pamięci się kiedyś zapełni. 1000 zdjęć to około 8 GB danych. Na 120GB dysku SSD, znajdującego się wewnątrz 10-letniego laptopa z którego obecnie korzystam, Windows skrzętnie zjada ostatnie gigabajty wolnego miejsca. Lśniąca 1TB Barracuda, którą kupiłem 5 lat temu:
     
    przez te 5 lat dosyć znacznie się zapchała. Poza tym nie mam już sił i nerwów do wożenia 3,5" dysku + zewnętrznego zasilacza + sterty kabelków, żeby od czasu do czasu coś sobie na niego zgrać. Postanowiłem więc kupić nowe (tym razem 2,5") pudełeczko, w którym mógłbym trzymać wszystkie niezbędne dane oraz zdjęcia i filmy z Canona 750D. Nie ma co ukrywać, napaliłem się na czerwone pudełko firmy WD o pojemności 4 TB. I pewnie bym je kupił, gdyby nie... Seagate. A jakże - firma dzięki której przechowuję swoje dane od 1997 roku zmieniła moje plany, gdyż wyprodukowała jeszcze ładniejsze czarno-czerwone pudełko:
     

     
    o pojemności... 5TB! Tak jest - pięć 1TB talerzy zamkniętych w niewielkiej 2,5" obudowie. Tego mi było trzeba! Różnica w cenie jest niewielka (na Amazonie kwestia niecałych 100 PLN) a świadomość, że ma się prawie 5TB, a nie raptem 3,5TB jest bezcenna Pięć nowych lśniących 1TB Barracud zamkniętych w jednej niewielkiej gustownej czerwonej obudowie to jest coś, za co warto dopłacić Jedyne co mogę powiedzieć, że dysk jest naprawdę mały, lekki i cichy, a po podłączeniu do komputera możemy zobaczyć to:
     
     
     

     
    a największą frajdę sprawia ten widok:
     

     
     
     
    Teraz wolnego miejsca prędko nie braknie, a partycja systemowa wreszcie może odsapnąć po przeniesieniu wielu gigabajtów danych. No i najważniejsze - palec może spokojnie powędrować na spust migawki bez obawy, że braknie miejsca. Teraz już nie  - ot, takie uroki kapitalizmu
     
    Pozdrawiam,
     
    Jurij
  15. Jurij
    Dzjen dobry.
     
    Polska to bardzo dziwna kraj. Tsydziesci lat temu Joanna Szczepkowska dumnie ogłosiła w telewizji, ze skońcył się w Polsce komunizm. Po tsydziestu latach Polacy uwazają, ze mają kapitalizm i wsyscy gremialnie oddają ządowi ~90 procent swoich zarobków na programy socjalne, panstwowe emerytury, panstwowa sluzbe zdrowia, panstwowe skolnictwo, panstwowe koncerny naftowe i inne panstwowe wynalazki. Psy cym sami uwazaja sie za najmąndzejsych ludzi na swiecie, a wienksosc z nich uwaza, ze nie placi zadnych podatków. Wsyscy w kraju Zulu Gula zastanawiajom siem jak to mozliwe, ze tak mondry i dumny ze swojej historii naród słynoncy na całym swiecie ze swoich patriotycnych zachowań, pomału ginie na własnych ulicach w gwarze ukrainskiej mowy. Zapytajmy co o tym myśli najznamienitsy i najinteligentniejsy swiatowy znachorolog.
     

     
    Czy komuna mentalna to choroba? Najnowsza zaproponowana definicja choroby brzmi:
     
     
    Jeśli przyjąć założenie, że Polacy jako naród są organizmem trapionym komuną mentalną, to może warto przeanalizować jak w ogóle doszło do zarażenia i jakie są jego konsekwencje? Zacznijmy od początku.
     
    Sto lat temu 11 listopada 1918 roku Rada Regencyjna oddała odzyskaną władzę w ręce socjalistów z Polskiej Partii Socjalistycznej pod wodzą marszałka Józefa Piłsudskiego. Z historii wiemy dobrze, że do końca drugiej Wojny Światowej większość polskiej inteligencji została wymordowana, a socjalizm zaczął czynić swoje powinności. I już na samym początku pojawiła się pierwsza różnica względem zachodu.
     
    1. Socjalistyczna vs kapitalistyczna koncepcja pracy.
     
    W kapitalizmie sprawa była prosta. Człowiek się cieszył na myśl o pracy, bo dzięki niej mógł zarobić pieniądze. A dzięki pieniądzom mógł stać się bogaty. Mógł gromadzić kapitał. Mógł sobie pozwolić na podróże, dobra materialne jak dom czy samochód, mógł odłożyć pieniądze na założenie własnej firmy czy też na leczenie swoje i bliskich w razie choroby. Tak więc sam dobrowolnie zgłaszał się do pracy, gdyż po pracy chciał sobie godnie żyć i móc realizować swoje plany, marzenia, pasje. Im więcej pracował lub im był w tym lepszy, tym prędzej mógł podnosić swoje kwalifikacje, zdobywać lepszą pracę za jeszcze lepsze pieniądze i bogacić się jeszcze szybciej.
     
    W socjalizmie sprawa miała się zupełnie inaczej. Socjaliści wymyślili sobie, że ludzie będą pracować i oddawać państwu zarobione pieniądze, bo państwo lepiej je spożytkuje i odda każdemu według jego zasług / potrzeb / widzimisię państwa (niepotrzebne skreślić). Co zaszczepiło w ludziach niechęć do pracy. Bo ludzie zaczęli kombinować - po co mam pracować i się starać, skoro państwo i tak mi wszystko zabierze? Więc socjaliści wymyślali różne sposoby jak obrzydzić ludziom pojęcie pracy i zmotywować ich do kolektywnego wysiłku. Były to między innymi:
     
    Militaryzacja pracy.
     
    W okresie II Wojny Światowej, wybitni socjalistyczni pisarze, wprowadzali w swoich dziełach tzw. militaryzację pracy. W słynnym dziele Walentina Katajewa "Czasie, naprzód!" osoby pracujące na budowie były porównywane do żołnierzy walczących na froncie o swoją socjalistyczną ojczyznę, a dźwięki sprzętu budowlanego porównywane były do odgłosów broni.
     
    Arbeit Macht Frei - Praca Czyni Wolnym

    Zapewne wszyscy doskonale znają z historii fakt o tworzeniu przez niemieckich socjalistów z Narodowo - Socjalistycznej Niemieckiej Partii Pracy (NSDAP pod przywództwem Adolfa Hitlera) niemieckich obozów koncentracyjnych w okresie II Wojny Światowej. W obozach tych więźniowie byli zmuszani do niewolniczej i katorżniczej pracy na rzecz III Rzeszy i niemieccy socjaliści postarali się, aby swoich więźniów jeszcze bardziej upodlić. Nad bramami obozów koncentracyjnych powiesili zatem szydercze hasła "Arbeit Macht Frei - Praca Czyni Wolnym, parafrazujące biblijne "Prawda czyni wolnym". Jeszcze przed II Wojną Światową slogan "Praca czyni wolnym" był wykorzystywany do walki z masowym bezrobociem, ale po II Wojnie Światowej kojarzony był głównie z niemieckimi obozami, gdyż na rozkaz generała SS Theodora Eicke wykorzystano go przy bramach wejściowych do niemieckich obozów koncentracyjnych w Auschwitz, Dachau, Gross-Rosen, Sachsenhausen, Theresienstadt i Flossenbürg.  Jako ciekawostkę można dodać, że w niemieckim obozie koncentracyjnym w Buchenwaldzie wykorzystano inną znaną socjalistyczną maksymę: "Jedem das Seine" co można tłumaczyć jako "Każdemu co mu się należy".  Trzeba przyznać, że niemieccy socjaliści skutecznie zmienili postrzeganie pracy na długie dziesięciolecia. Bo jakież hasło przyjdzie na myśl człowiekowi, który dzień w dzień musi tyrać w znienawidzonej pracy za marne grosze bo i tak 90% wynagrodzenia zabierze mu państwo?
     

     
    Stachanowszczyzna - Przodownictwo Pracy.
     
    Jeszcze przed II Wojną Światową, bo w 1935 roku, niejaki Alieksiej Stachanow z kopalni w Doniecku podczas jednej zmiany wyrobił 1475% normy - 102 tony węgla. Był to wynik nieprawdopodobny. Tak bardzo nieprawdopodobny, że władze Związku Radzieckiego postawiły go jako wzór do naśladowania. Tak narodziło się przodownictwo pracy. W Polsce spopularyzowało się po II Wojnie Światowej, gdy trzeba było odbudować kraj po zniszczeniach wojennych. Więc władze socjalistyczne krzewiły w Polakach chęć rywalizacji w pracy, pobijając kolejne normy i wykonując założone przez Partię plany X-letnie. Motywacja odbywała się na terenie zakładów pracy, na specjalnych tablicach ludzie mogli oglądać wyniki najlepszych osób, śpiewano piosenki motywujące do pracy i bicia norm, tworzono plakaty i kroniki filmowe. Oto jedne z licznych plakatów:
     
     
     
    Do roboty!
     
     
     
     
    Jak słusznie zauważa Mariusz Max - Kolonko w swoim programie "Polski Syndrom" na maxtvgo.com:
     

     
    Po takiej popisowej zmianie przodownik pracy był skończony. Człowiek do wyrzucenia. Pojawiały się choroby i niezdolność do pracy po tak olbrzymim wysiłku. Poza tym władza nie chciała, aby przodownicy zostali bohaterami, którzy mogliby zagrozić panującej władzy socjalistycznej. Więc w latach 50-tych zrezygnowano z tego pomysłu. Natomiast pojawiły się akcje pracy w czynie społecznym.
     
     
    Już wówczas zaszczepiono w Polakach poczucie, że praca nie jest po to, aby przynosić korzyści. Praca jest dla dobra wspólnego. Praca jest przymusowa.
     
    Kultywowano także pieczołowicie całą masę innych socjalistycznych wynalazków:
     
    Tępienie własności prywatnej.
     
    W socjalizmie wszystko jest wspólne i państwowe. Własności prywatnej nie ma. Więc jak chce sobie robić biznes na własną rękę, to jest tępiony i szkalowany, pogardliwie nazywany badylarzem. A skoro coś nie jest naszą własnością - nie musimy o to dbać. Prawda? Więc dlaczego kogoś dziwią zasyfione ulice, klatki schodowe, zniszczone windy, braki żarówek i zdewastowane budynki? Socjalizm dzielnie zarżnął w ludziach chęć do konstruktywnego myślenia, działania, rozwijania się jako jednostki indywidualnej.
     
    Zakład Ubezpieczeń Społecznych.
     
    Wprowadzono przez socjalistów pakiet obowiązkowych ubezpieczeń socjalnych i składek rentowo-emerytalnych. Część wynagrodzenia zaczęła wpływać do ZUS-u i była początkowo przeznaczana na przyszłe świadczenia socjalno-emerytalne, jednakże w późniejszym okresie zaczęło brakować pieniędzy w tej piramidzie finansowej i w ludziach zakorzeniono poczucie, że pracują na emerytury dla starszych pokoleń.  Dlaczego ta zmiana była szczególnie ważna? Jak twierdzi lider partii Wolność Janusz Korwin - Mikke, wprowadzenie obowiązkowych składek ubezpieczeniowo - emerytalnych wpłynęło drastycznie na sposób myślenia ludzi. Ludzie przestali brać odpowiedzialność za swoje czyny. Po co mieliby dbać o siebie, skoro tę rolę przejęło państwo? Teraz to państwo ma obowiązek dbać o swoich obywateli zapewniając im opiekę zdrowotną i finansową. Ludzie przestali dbać także o więzi rodzinne. Dawniej ludziom zależało na tym, aby mieć dzieci i dobrze je wychować. Tak, aby na starość mogli w rodzinnym gronie godnie przeżyć. Od momentu wprowadzenia ZUS'u ludziom przestało zależeć na posiadaniu dzieci i wychowaniu ich. Po co, skoro emerytury zapewnia państwo? Tym samym władza socjalistyczna ukręciła sobie sznur szubieniczny, albowiem brak dzieci = brak nowych członków piramidy finansowej. A brak nowych członków w piramidzie finansowej i rosnąca liczba beneficjentów oznacza jej niewypłacalność => bankructwo - co też mamy przyjemność oglądać dzisiaj na własne oczy. Niestety zmiany w myśleniu narodu zostały dokonane i kto wie, czy kiedykolwiek uda się je odwrócić? Chyba tylko przez radykalne wprowadzenie kapitalizmu, gdyż nic tak nie uczy rozumu, jak głód.
     
    J jak Jakość
     
    W okresie głębokiego socjalizmu, kiedy to ludzie przywykli do przymusowej pracy dla dobra socjalistycznej ojczyzny i faktu, że opiekuje się nimi państwo - szalenie popularne stało się hasło "Czy się stoi, czy się leży pięćset / tysiąc / dwa tysiące (niepotrzebne skreślić) złotych się należy". To jedno zdanie genialnie oddawało powagę sytuacji. W ludziach zakorzeniło się przekonanie, że im się coś od państwa należy. Że bez względu na to co zrobią i tak tę wypłatę dostaną. Więc mogą robić to co muszą z dowolną bylejakością i z reguły negatywnym nastawieniem i odwlekaniem powierzonego zadania w czasie. Zaowocowało to brzydkimi produktami niskiej jakości, tandetnie wykonanymi produktami aż po źle zaprojektowane i wykończone mieszkania. Absurdalne wręcz obrazy źle położonych podłóg, kretyńsko zaprojektowanych instalacji elektryczno - gazowych, odpadających tynków, rozlatujących się produktów codziennego użytku tak często wyśmiewane w filmach i serialach Stanisława Barei czy też kabaretach (np. Dudek - rozmowa z majstrem) była codziennością tamtych dni. Zostało to udokumentowane między innymi w Polskich Kronikach Filmowych:
     
     
    Nie trzeba chyba dodawać, że z tego typu problemami trzeba walczyć jedynie w socjalizmie. W normalnym kraju trefny produkt zostałby natychmiast wyeliminowany przez wolny rynek, leniwy pracownik znalazłby się na bruku a firma odstawiająca fuszerkę straciłaby kontrakt i zapłaciłaby karę.
     
    Z jak Zbieractwo, Zasiłki, Zapomogi, Zapisy, Zezwolenia
     
    Socjalizm wpoił ludziom szereg destruktywnych nawyków, które po części wynikały z charakterystyki państwa opiekuńczego, a po części z tzw. przejściowych trudności, jakże popularnych w tym ustroju. Ponieważ w socjalizmie towaru z reguły brakowało (gdyż gospodarka była centralnie sterowana a nie wolnorynkowa) ludzie przywykli, że muszą swoje odstać w kolejkach, aby cokolwiek udało się kupić. Pojawiły się zapisy do komitetów kolejkowych, zapisy na dobra luksusowe takie jak zapisy w spółdzielni mieszkaniowej, zapisy na samochód osobowy itp. Ludzi nauczono, że trzeba czekać. Socjalizm sprzyja biurokracji, więc od decyzji urzędniczych zależało, na co dany obywatel otrzyma bądź też nie zezwolenie. Sytuacja pogorszyła się w latach 70-tych, kiedy to zaczęło brakować podstawowych produktów. Najpierw wprowadzono kartki na cukier, potem stopniowo na pozostałe artykuły jak mięso, ryż, kaszę, mleko, słodycze, alkohol, benzynę, masło, mąkę, mydło czy proszek do prania. Ludzie przywykli, że sama wypłata nie wystarczy, aby coś kupić. Trzeba było mieć jeszcze kartkę z państwowego przydziału i kartkę na kartki. I talon, jeśli się chciało kupić samochód czy inne dobro luksusowe. Niekiedy te kartki / talony były nagrodą np. dla nowożeńców.
     

     
     
    Od tamtej pory ludzie nauczyli się zbieractwa. Ale zamiast zbierać oszczędności na koncie, zbierali kartki, talony, a nawet makulaturę gdyż za każdy kilogram mogli otrzymać jedną rolkę dobra luksusowego, jakim był papier toaletowy.
     
    Socjalizm w Polsce po 1989 roku.
     
    W 1989 roku władza ludowa wiedziała, że gospodarka centralnie planowana już dłużej nie pociągnie i trzeba było coś zmienić. Tylko jak dokonać diametralnych zmian tak, aby wszystko zostało po staremu? Z pomocą przyszedł gen. Kiszczak, który zaprosił swoich ludzi z tzw. opozycji do rozmów przy Okrągłym stole i w Magdalence. Przy pomocy ustawy Wilczka wprowadzono w Polsce tymczasowo wolny rynek i wmówiono ludziom, że skończył się w Polsce komunizm. Polska przestała być krajem demokracji ludowej i zaczęła być krajem... demokracji w której lud uzyskał prawo głosu w wyborach. Polacy uzyskali rzekomą wolność, od tej pory każdy mógł mieć paszport i przestały obowiązywać kartki i talony. Półki sklepowe zapełniły się towarami, a dzięki ustawie Wilczka handel uliczny rozkwitł na dobre. Władza socjalistyczna wiedziała jednak jak zapanować nad sytuacją. Podzieliła swoich ludzi na lewicę, centrum i prawicę i za pomocą własnych mediów min. Telewizji Polskiej czy gazety Wyborczej skutecznie zaczęła dzielić Polaków swoimi poczynaniami. Władza miała w swoich rękach także szkolnictwo, służbę zdrowia, organy ścigania i cały arsenał socjalistycznych wynalazków służących do zapanowania nad ludem pracującym miast i wsi. W 1991 roku ustawa Wilczka praktycznie przestała obowiązywać, a zaczęło się drenowanie kieszeni Polaków kolejnymi ustawami, uchwałami, podatkami i rozporządzeniami. W 1993 roku wprowadzono podatek VAT. Na temat kolejnych wprowadzanych i podnoszonych na przestrzeni lat podatków i danin można by napisać niejedną książkę. Nie zmieniła się natomiast jedna zasadnicza rzecz. Człowiek. Człowiek urodzony w socjalizmie nie znał żadnego innego ustroju. Człowiek urodzony i żyjący przez dekady w socjalizmie nadal myślał socjalistycznie. Nadal był uzależniony od państwa. To państwo decydowało o jego edukacji. To państwo gwarantowało mu świadczenia socjalne i rentowo - emerytalne. To państwo było wszystkiemu winne, bo przecież to państwo jest za wszystko odpowiedzialne. Ja sam? Nie, ja nie. Państwo. No ja głosowałem, ale to oni obiecali w wyborach! To państwo powinno się tym zająć. To państwo jest winne rosnącym cenom, bezrobociem, niskim zarobkom, ba - niezałatane dziury w drodze to także wina państwa. To państwo powinno mi znaleźć pracę i dać wykształcenie. Państwo powinno mi dać zasiłek żebym miał co jeść. Nie pomyślałem o swoim losie i swojej przyszłości i zmajstrowałem dziecko? To państwo powinno mi dać becikowe, 500+ co miesiąc i na wyprawkę do szkoły. Nie ubezpieczyłem swojego majątku od następstw nieszczęśliwych wypadków i kataklizmów? To państwo powinno mi dać rekompensatę! Odszkodowanie! Te pieniądze mi się należą! Czyż nie?
     
    Patologia XXI wieku.
     
    Niegdyś Polacy znani byli ze swojej mądrości i odwagi. Kazimierz Wielki, Władysław Jagiełło, Stefan Batory, Tadeusz Kościuszko, Kazimierz Pułaski. Te nazwiska znane są na całym świecie. Polska husaria niegdyś budziła podziw i strach u wrogów. Polacy uznawani byli za naród mądry i pracowity. Do dziś mają taką opinię na zachodzie. A w Polsce?
     
    A w Polsce socjalizm dokonał w Polakach podwójnego zniszczenia.
     
    1. Zniszczenia niematerialne.
     
    Socjalizm zniszczył psychikę Polaków. Tak zwana komuna mentalna spustoszyła doszczętnie głowy Polaków i dokonała straszliwych zniszczeń:
     
    brak poczucia własnej wartości, poczucie beznadziei, poczucie zależności od władzy, poczucie stagnacji i degrengolady, bo tak przecież musi być, czekanie, że może kiedyś się coś wreszcie zmieni na lepsze... depresja, znieczulica społeczna, zniszczenie więzi rodzinnych i wiele innych.
     
    2. Zniszczenia materialne.
     
    Bieda to najbardziej widoczny efekt socjalizmu. Kiedy człowiek chodzi codziennie do znienawidzonej pracy z przymusu ze świadomością że i tak nic z tego miał nie będzie (bo władza zabiera mu ponad 90% wypłaty w podatkach i innych opłatach), nasilają się u niego wszystkie objawy niematerialne oraz pojawiają się dodatkowe. Fakt, że od trzech dekad sklepy są pełne dóbr wszelakich a jedynym problemem są stale rosnące ceny i niskie wynagrodzenie prowadzi do szeregu patologii, które możemy dziś obserwować. Ponad 70% Polaków nie ma żadnych oszczędności i znakomita większość zmuszona jest wegetować od pierwszego do pierwszego dnia każdego miesiąca. Znakomita większość Polaków chciałaby godnie żyć, ale nie może. Więc ratują się jak mogą zaciągając pożyczki i wpadając w spirale zadłużenia, z której potem praktycznie nie sposób wyjść o własnych siłach. Pojawiło się także kilka typów zachowań patologicznych, które bez wątpienia wynikają ze spowodowanej socjalizmem biedy:
     
    Kombinowanie - zachowanie charakteryzujące się myśleniem jak tu zdobyć parę złotych, aby przeżyć kolejny dzień. Przykład? Rząd wydaje zakaz handlu w niedzielę. Człowiek chce zarobić, więc przemienia sklep spożywczy w placówkę pocztową. Kombinuje jak obejść prawo, żeby przetrwać. Na co rząd odpowiada nowelizacją ustawy i absurdy kombinowania zataczają coraz szersze koło zamieniając sklepy monopolowe w... imprezy otwarte, gdzie wstęp jest biletowany, a od sprzedanego otwartego alkoholu który można wypić na miejscu odliczana jest cena biletu. Spirala absurdu nakręca się. Cebulactwo - szczególnie charakterystyczna forma kombinowania - jak tu mieć coś dobrego i najlepiej za to nie zapłacić. Jednym z bardziej znanych przykładów cebulactwa pochwalił się niegdyś Jarosław Kuźniar - dziennikarz TVN24 i obecnie Onetu: " Na podróż z dzieckiem wcale nie jest trudno się spakować, nie trzeba brać wanienek, krzesełek i bóg wie czego jeszcze. Fotelik samochodowy? Nie ma sensu – stwierdził. – Do Kanady i USA nie braliśmy żadnych gadżetów. Pojechaliśmy do Walmartu, kupiliśmy wszystko, co było nam potrzebne, a pod koniec podróży wszystko oddaliśmy, mówiąc, że nam nie pasowało. " Pomoc państwowa - najbardziej oczywiste w socjalizmie zachowanie charakteryzujące się myśleniem, że to państwo musi mi zapewnić godny byt. Państwo daje zasiłki dla bezrobotnych, dla rodzin ubogich, dla grup uprzywilejowanych, renty, emerytury, świadczenia socjalne  itp.  
    Jednak prawdziwym hitem ostatnich lat są wszelkiego rodzaju Janusze i Grażyny w sandałach i skarpetach z torbami z biedronki szturmujące lidle i inne dyskonty w poszukiwaniu niebywałych promocji, nie bardzo ogarnięte Sebixy i Karyny ze swoimi małymi Dżesikami i Brajankami (bo pińcset złoty to majątek od państwa) wiodące smutne życie na szarych blokowiskach oraz wszelkiego rodzaju "madki" i "tateły" próbujące wydębić dobra materialne za darmo na tzw. "horom curkę" bo przecież im się należy, bo oni nie mają a ktoś inny ma i jakże to tak???!!! 
     
    Mariusz Max Kolonko w swoim materiale "Polski syndrom" wyróżnia także kilka innych patologicznych zachowań spowodowanych socjalizmem. Tzw. "Polski syndrom" charakteryzuje się chorobliwą zazdrością i zawiścią. Sąsiad kupił nowe auto - nooo, ten to się nakradł! Ktoś dostał awans? Noo, ten to musiał komuś wleźć w ... Ktoś się pochwalił nowym nabytkiem / osiągnięciem? Ależ on się chełpi! W socjalizmie nie wolno się chwalić, nie wolno mieć osiągnięć. Wszyscy są jednakowi. Wszyscy mają to samo, czyli nic. Jedynym momentem kiedy Polacy się mogą chwalić - są osiągnięcia wspólne, np. sportowe. Wtedy i owszem, to myśmy zdobyli mistrzostwo! To my jesteśmy najlepsi! A ja? Ja jestem tylko maleńką nic nie znaczącą śrubką w socjalistycznej maszynie. Ode mnie nie zależy nic. 
     
    Jak napisał niegdyś Aleksander Fredro:
     
     
    Podsumowanie: Czy Socjalizm to choroba?
     
     
    Czy okres stu lat można nazwać krótkotrwałym? W cyklu życia jednego człowieka z pewnością nie. Czy socjalizm wprowadził zmiany strukturalne w życiu i świadomości Polaków? Niewątpliwie tak. Zmienił i sposób postrzegania na pracę i uzależnił od państwowej opieki. Czy chroniczna bieda, brak poczucia własnej wartości, brak perspektyw na lepsze jutro, depresja, zniechęcenie, chroniczna zazdrość i zawiść, zaburzenia w relacjach międzyludzkich i rodzinnych są dolegliwością i oznaką, że coś jest nie tak? Czy socjalizm to choroba?
     
    Mam nadzieję, że znacie już odpowiedź na to pytanie. Jeśli nadal nie rozumiecie, Paul Joseph Watson zrobił specjalne podsumowanie wyszczególniające "dobrodziejstwa" wypływające z socjalizmu jak i kapitalizmu:
     
     
     
    Jeśli jednak nadal uważasz, że socjalizm jest fajny bo dba o człowieka to mam prośbę - staraj się zachować te poglądy dla siebie i nie kompromituj się publicznie. A jeśli już musisz - to zajmij się czymś konstruktywnym. Kup sobie kilka metrów liny w markecie budowlanym i sprawdź jak jest wytrzymała i jak się fajnie na niej dynda, jedź na wycieczkę w góry, stań nad przepaścią i jak radził tow. Gomółka - wykonaj ten krok naprzód lub weź chwilówkę i jedź w jakieś egzotyczne miejsce popluskać się z rekinami. Tak będzie lepiej dla wszystkich.
     
    Pozdrawiam,
     
    Jurij.
     
    Szczególne podziękowania dla pana Mariusza Maxa Kolonko za inspirację do szerszego spojrzenia na skutki socjalizmu w Polsce.
     
    #R
  16. Jurij
    Każdego dnia tysiące unijnych urzędników dwoją się i troją, aby się wykazać i nie stracić ciepłej posadki. Aby temu zapobiec, produkują setki kretyńskich dyrektyw, regulujących życie w całej Unii Europejskiej. Dyrektywy pochłaniają miliony stron papieru i kosztują nas, Europejczyków, biliardy Euro gotówki wyciąganej z naszych kieszeni. Unijne dyrektywy są szkodliwe, bo:
    odbierają ludziom wolność (wolność działania, wolność decydowania, wolność wyboru i tak dalej),
    zabijają wolny rynek,
    hamują rozwój gospodarek państw należących do UE,
    zabijają w ludziach przedsiębiorczość,
    prowadzą do kłamstwa (doskonały przykład: dla czyjegoś interesu uznano, że marchewka to owoc, a ślimak to ryba),
    rozwijają korupcję,
    marnują ludzki czas,

    I mógłbym tak wymieniać jeszcze długo, ale chyba jasne jest dla wszystkich, że więcej z nich szkody, niż pożytku. Jednym z najbardziej kosztownych przykładów szkodliwej działalności Unii Europejskiej jest tak zwana walka z globalnym ociepleniem. Politycy, dziennikarze, przekupieni naukowcy straszą nas każdego dnia, że jeśli nie wydamy potężnych pieniędzy na ograniczanie emisji dwutlenku węgla (CO2), to nastąpi globalne ocieplenie, lodowce się roztopią i nas zaleją. Ta walka z wiatrakami kosztowała nas do tej pory:

    900 000 000 000 Euro



    (słownie: dziewięćset miliardów Euro)


    a już postanowiono, że w przyszłości zostanie wydane:

    960 000 000 000 Euro



    (słownie: dziewięćset sześćdziesiąt miliardów Euro)


    Po co? Po to, żeby ukraść 10% tej kwoty, a resztę zmarnować, zatruwając ludziom życie. W jaki sposób ludziom zatruwa się życie? Poprzez:
    wysokie podatki na walkę z globalnym ociepleniem,
    wysokie ceny gazu, paliw, węgla,
    wysokie ceny energii,
    konieczność instalacji filtrów, spełniania wymogów emisji CO2,
    konieczność wypełniania masy papierków, by spełnić chore normy unijne.

    No dobrze, ale może jednak warto? Dla naszego dobra? Dla naszej planety? Dla przyszłych pokoleń? Nie.
    Globalne ocieplenie faktycznie istnieje i następuje co kilkaset lat. Temperatura podnosi się o kilka stopni (skuta lodem Grenlandia nie bez powodu tak się nazywa, bo kiedyś to był Green Land i rosły tam cytrusy... ), a potem następuje globalne oziębienie, którego świadkami jesteśmy dzisiaj. Obalmy zatem kilka mitów, wciskanych nam przez lewaków z Unii Europejskiej.
    1. Globalne ocieplenie jest wywołane nadmierną emisją CO2 przez człowieka.
    Nie jest, a przekonacie się o tym po obejrzeniu tego filmu dokumentalnego:

    http://youtu.be/FsDRzRribmo


    Same mrówki produkują więcej CO2 niż człowiek. Poza tym CO2 nie jest szkodliwy, a wręcz przeciwnie! Jest wykorzystywany jako pokarm przez rośliny i bez niego fotosynteza nie mogłaby przebiegać prawidłowo. Więc dzięki dwutlenkowi węgla rozwija się roślinność na ziemi. Mit obalony.
    2. Jak się ociepli i lodowce się rozpuszczą, to nas woda zaleje.
    Nie zaleje, a wynika to z prostego prawa Archimedesa. Kto nie wierzy, może obejrzeć eksperyment:




    Każdy z Was może przeprowadzić go samemu. I co, wylało się coś? Nie. A skoro w naturze występują także takie zjawiska, jak parowanie czy wsiąkanie wody w glebę - możemy spać spokojnie
    3. Globalne ocieplenie postępuje, musimy z nim bardziej walczyć i wydać więcej Euro.
    Jest wręcz przeciwnie! Udowodnił to Nigel Farage w jednym ze swoich wystąpień:




    Mam nadzieję, że teraz nie dacie się dłużej robić w balona, a jeśli ktokolwiek będzie chciał Was przekonać do kupna filtra, zmniejszenia emisji CO2, wydania Waszych pieniędzy na walkę z globciem, to włączy Wam się czerwona kontrolka:






    Wczoraj pisałem Wam o kolejnej unijnej dyrektywie, która utrudni nam życie i pozbawi nas dobrze ssących odkurzaczy. Niedawno mogliśmy usłyszeć, że przez unijne dyrektywy wydano około 1000 000 Euro na poszukiwanie metod szybszego chłodzenia piwa, a dziś okazało się że unijne urzędasy postanowiły uregulować kwestię... spłuczek do toalet! Unijnym biurwom bardzo nie podoba się fakt, że w różnych krajach montowane są różne spłuczki, zużywające różne ilości wody.



    Ciekaw jestem, ile tym razem miliardów Euro z kieszeni Europejczyków zostanie spuszczonych w kiblu na wprowadzenie w życie tego kolejnego kretynizmu? Jak długo mamy jeszcze tolerować notoryczne ograniczanie naszej wolności i to za nasze ciężko zarobione pieniądze?
    Jutro pierwszy listopada - Święto Zmarłych. Czas wizyt na grobach bliskich, refleksji, zadumy...
    Dlatego jeszcze dziś warto zapalić symboliczny wirtualny znicz dla Unii Europejskiej - chorego tworu, który bankrutuje i który musi przestać istnieć. Dla dobra naszego i całej ludzkości. Woda z lodowców nas nie zaleje, ale jeszcze kilka takich kretyńskich dyrektyw, miesięcy odbierania nam wolności po kawałeczku i obawiam się, że może zalać nas krew. Bo fala bankructw i muzułmanów z pewnością.
    [*] R.I.P. European Union.
  17. Jurij
    Blog Jurija przekroczył już liczbę 30 000 (trzydziestu tysięcy) wyświetleń, tymczasem profesor Gomułka oszacował niedawno, że gdyby podliczyć wszystkie zobowiązania państwa polskiego, wliczając w to ZUS, to dług publiczny Polski przekroczyłby sumę 3 000 000 000 000 (trzech bilionów) PLN! A zatem dług "na dzień dobry" każdego nowo narodzonego dziecka w Polsce przekracza 80 000 PLN, a nie jak pisałem ostatni ponad 20 000. Wystarczy sobie teraz wyobrazić hipotetyczną sytuację, gdy do naszych drzwi puka urzędnik i pyta kiedy zamierzamy wpłacić nasze 80 kawałków długu. Co byście zrobili? Gdyby ktoś miał jeszcze wątpliwości, to na wykresie z lewej widzimy farmazony Jana Vincenta, a z prawej stan faktyczny:



    I możecie być pewni, że jak tylko progi ostrożnościowe zostaną usunięte, to ten słupek zadłużenia poszybuje w górę szybciej niż... zapewniam Was, że szybciej niż polskie Dreamlinery czy F16 w remoncie lub też nowo zakupione Pendolino. No tak, bo skoro mamy ponad 3 biliony długu, kraj pogrążony w chaosie zarówno komunikacyjnym jak i gospodarczym, to przecież nie stoi nic na przeszkodzie, aby zaciągnąć kolejną pożyczkę w Unii Europejskiej (zwaną dotacjami) i zakupić drogi, niepotrzebny tabor włoskich pociągów Pendolino ku uciesze całego narodu. Czyż nie?



    Nie oszukujmy się, na temat kolei w Polsce można by opowiadać wiele dowcipów. Niestety temat przestaje być śmieszny, kiedy musimy gdzieś dojechać, a na dworcach dzieją się dantejskie sceny jak za panowania ministra Grabarczyka. W wielu miejscach pociągi jadą z prędkością 20-30 km/h, bo torowiska na więcej nie pozwalają. Ba, kilka lat temu sporo podróżowałem pociągami i kilkugodzinne przestoje w szczerym polu były normą. Raz nawet z komicznego powodu, bo pociąg jadący przed nami przyspawał się do torów i trzeba było czekać, aż technicy opanują sytuację. Kilka godzin w plecy. I jak się dowiedziałem, wcale to nie taka rzadkość! Mało tego, pomimo postępu technologicznego, czas jazdy pociągiem w wielu przypadkach jest znacznie dłuższy niż przed II Wojną Światową!



    Więc jaki jest sens kupowania drogiego włoskiego pociągu, jak się ma takie problemy finansowe i taką infrastrukturę kolejową? Nie ma najmniejszego. Ale kogo to obchodzi? Na pewno nie władzę, bo ta lekką ręką zaciągnęła pożyczkę w UE, dołożyła zagrabione Polakom pieniądze i za astronomiczną kwotę 665 milionów euro zakupiono 20 składów włoskich pociągów. Po co? Zapewne w celach propagandowych. Reżimowe media typu TVN 24 mogą dzięki temu szczycić się nagłówkami "Ferrari na torach" Sęk w tym, że samochody Ferrari zaliczają się do segmentu super szybkich aut luksusowych. A Pendolino? Włoska konstrukcja może osiągnąć maksymalnie 280 km/h. Fakt, przy polskich pociągach być może ta prędkość maksymalna wygląda imponująco, ale nie oszukujmy się. Po pierwsze - żaden pociąg nie pojedzie więcej niż 100-120 km/h po polskich torach, bo technicznie nie da rady. A jak to wygląda w światowej czołówce?



    Czyli wychodzi na to, że Francuzi w 1974 roku mogli sobie podróżować pociągiem z prędkością 430 km/h, a Polska w 2014 roku (40 lat później) po wydaniu 665 000 000 euro na pociągi osiągające maksymalnie 280 km/h będzie mogła oferować podróżnym jazdę z prędkością 4-krotnie mniejszą! To się nazywa prawdziwy postęp dzięki Unii Europejskiej, pod hasłem ZERO GROWTH Jeśli komukolwiek zrobiło się smutno, bo de facto są to tragiczne informacje, to na koniec bardziej optymistyczna informacja. To naturalnie sarkazm, bo nic bardziej nie dobija niż armia kilkudziesięciu tysięcy urzędników z ZUS ogłaszająca przetarg na ponad 650 kg kawy i dwie tony ciastek, aby w miłej atmosferze przy pogaduchach mogli uprzykrzać nam życie. Cóż, pozostaje zatem przywitać się z nowym nabytkiem... Come stai, Pendolino? Pociąg jest, a torów nimo...
  18. Jurij
    Niebawem w całej Unii Europejskiej takie dialogi:
    staną się szarą codziennością. Wszystko za sprawą unijnej dyrektywy zakazującej sprzedaży tego typu papierosów. Co prawda odnośnie slimów doszli do jakiegoś consensusu, ale mentolowe mają być zakazane. Co znacząco uderzy w Polską gospodarkę, jak gdyby mało nam było problemów z wykończonym rolnictwem, budownictwem, przedsiębiorczością i tak dalej... Ja tam stratny nie będę bo nie palę, ale szlag mnie trafia i krew zalewa jak krok po kroku, dyrektywa po dyrektywie ogranicza się naszą wolność, traktując dorosłych ludzi gorzej niż bydło. A to nie wolno sobie kupić zwykłych żarówek, a to papierosów, a to leków bez recepty, a za hodowlę podejrzanych krzaków w ogródku można iść za kraty. I całkowicie nie rozumiem kto i jakim prawem narzuca nam taką dyktaturę. Człowiek dorosły jeśli ma potrzebę trucia się papierosami mentolowymi, to powinien mieć do tego prawo. Tak samo jeśli chce się zaćpać lub zapić - jego sprawa. I nikomu nic do tego.
    Oto obiecane nagranie z czwartkowego spotkania w Klubie pod Jaszczurami. Nie moja produkcja i ciemny obraz, ale da się słuchać




    I jeszcze jeden ciekawy wywiad z głodującym od 10 czerwca Januszem Kowalikiem:




    Warto posłuchać i się nad tym zastanowić, bo to może spotkać każdego z nas. Na szczęście przedsiębiorcy się budzą z letargu i już nie tylko pan Grzegorz Sowa walczy o swoje z ZUS'em. I bardzo dobrze!
    Tymczasem solidne ramy:



    zostały nabyte i przy dobrych wiatrach jeszcze w tym tygodniu hardware zostanie zaktualizowane
  19. Jurij
    Dziś mija 32 rocznica wprowadzenia Stanu Wojennego w Polsce.







    Na temat tego wydarzenia napisano wiele książek, nakręcono wiele filmów i dokumentów. Dziś, 32 lata po tamtych wydarzeniach, kilkusetosobowa grupa kozaków protestuje przed domem Generała. Pomimo iż od tamtych wydarzeń minęły 32 lata, a ostatnimi czasy Generał Wojciech Jaruzelski częściej przebywa w szpitalu, niż w domu. Dlaczego? Zastanawiam się co ci ludzie mają w głowach, czym się kierują. Stan Wojenny trwał do 22 lipca 1983 roku, podczas jego obowiązywania zginęło ponad 100 osób. Znacznie więcej ginie na polskich drogach z powodu jazdy po alkoholu czy nadmiernych prędkości w trakcie jednego weekendu (np. w Święto Zmarłych)! Nie będę bronił generała. Ale z trzech powodów muszę zaapelować:
    1. Po pierwsze primo, do dziś nikt nie wie czy wojska Radzieckie by weszły, czy nie weszły. I nikt nie jest w stanie odpowiedzieć na pytanie co by było gdyby Stanu Wojennego nie wprowadzono. I ile osób dzięki niemu udało się uratować?
    2. Po drugie primo ultimo, generał podjął wówczas decyzję i tę decyzję trzeba szanować. Był do tego upoważniony, najlepiej orientował się w sytuacji w kraju i na świecie i żadna z protestujących dziś osób nie jest kompetentna, aby tę decyzję oceniać. Być może kilka dekad d***kracji namieszało ludziom w głowach na tyle, że nie są w stanie zrozumieć hierarchii panującej w państwie...
    3. A po trzecie primo ultimo, jakoś ci sami ludzie nie są skłonni by wyjść na ulicę. Czyżby mało było powodów do protestów? Ponad 83% podatki, ograbienie Polaków w licznych aferach typu Amber Gold, zadłużenie Polski na ponad 4 biliony PLN, kradzież emerytur (podniesienie wieku emerytalnego), kradzież środków z OFE czy choćby przykład z dnia dzisiejszego - orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego, że nowe przepisy dotyczące praw jazdy są zgodne z konstytucją. Co to oznacza w praktyce?



    Nowe prawa jazdy będą wydawane na 15 lat, a obecne bezterminowe? Będą musiały zostać wymienione w latach 2028-2033 na nowe! Dlaczego? Po to, żeby wydoić od obywateli kasę! Kolejny przykład jawnego bandytyzmu w biały dzień i bezczelne złamanie świętej zasady:
    Od teraz już działa. Czy choć jedna osoba wyjdzie z tego powodu zaprotestować? Dlatego dajcie dziadkowi spokój... Naprawdę jest o co walczyć i bez wyciągania wydarzeń sprzed ponad 3 dekad.
  20. Jurij
    Demokracja. Słowo powtarzane w dzisiejszych czasach niczym mantra. Politycy, media, dziennikarze, osoby kreowane na autorytety naukowe oraz znane osobistości wmawiają nam każdego dnia, że tam gdzie jest demokracja jest dobrobyt i kraina mlekiem i miodem płynąca, a wszystkie inne ustroje są złe. A już szczególnie najgorsze są dyktatury. Przez cały okres PRL mieliśmy demokrację ludową, a potem o dziwo ludzie zaczęli się cieszyć, bo wraz z przemianami ustrojowymi wywalczyli... demokrację Ba, doszło nawet do takiego kuriozum, że nawet jeśli dzieje się coś złego, to ludzie nie zastanawiają się "hmm, może to przez demokrację?" tylko myślą "jak to możliwe, przecież mamy demokrację!". Jakby owa demokracja była gwarantem dobrobytu, szczęścia, pomyślności i generalnie rzecz biorąc stwarzała raj na ziemi. W dzisiejszym wpisie przekonamy się jak to z tą demokracją jest naprawdę.
    Czymże zatem jest demokracja? Definicja jest prosta:
    A zatem w demokracji władzę stanowi większość (z greckiego demos i kratos oznaczają właśnie władzę ludu). Czy jest to system dobry? W bardzo łatwy sposób można udowodnić, że nie. Wyobraźmy sobie, że mamy trójkę wybitnych znawców ekonomii, pracujących w ministerstwie finansów. Pierwszy z nich, dajmy na to Robert Gwiazdowski, uważa że 2 + 2 = 4. Ale w ministerstwie pracują także Jacek Rostowski i Marek Belka, którzy uważają, że 2 + 2 = 6. W normalnym ustroju rację miałby naturalnie Robert Gwiazdowski, gdyż jest to podstawowa matematyka i faktów nie da się oszukać. W demokracji natomiast rację mają panowie Jacek Rostowski oraz Marek Belka i nie dlatego, że 2 + 2 = 6, ale dlatego, że jest stanowią większość i w każdym głosowaniu mają możliwość przegłosowania Roberta Gwiazdowskiego. I w tym momencie mógłbym zakończyć moje rozważania na temat demokracji, bo jeśli dany system umożliwia zwycięstwo wyników złych nad dobrymi, to należy go unikać jak ognia.
    Ale. Demokracja jest jeszcze bardziej groźna, niż by się mogło wydawać. Szczególnie demokracja parlamentarna, w jakiej przyszło nam żyć. Oprócz tego, że większość obywateli danego kraju ma możliwość wybrania rzeczy niekorzystnych dla danego kraju (świadomie lub też nie), to wcale nie mamy pewności, że taka jest faktyczna świadoma decyzja owej większości. Bo w demokracji bardzo często spotykamy się z takimi zjawiskami jak:
    fałszowanie wyborów,
    korupcja,
    manipulowanie obywatelami przez polityków czy media
    I wówczas zamiast świadomego wyboru większości otrzymujemy de facto wolę osób rządzących danym krajem. Zastanawialiście się może kiedy ostatnio widzieliście lub czytaliście jakiś rzetelnie napisany artykuł w prasie lub portalu informacyjnym? Kiedy ostatnio słuchaliście obiektywnej audycji lub dobrze przeprowadzonej debaty politycznej z udziałem obu stron? Ano właśnie. A fakty są takie, że większość obywateli niestety nie ma bladego pojęcia o ekonomii, gospodarce, polityce, lecznictwie, szkolnictwie, polityce krajowej czy zagranicznej, ale to właśnie owa większość ma decydujące prawo głosu! Jeśli dodamy do tego fakt, że głos owej większości jest często fałszowany a ich opinia na dany temat jest często zmanipulowana, to może prowadzić to do sytuacji naprawdę dramatycznych. Jeśli czasy są w miarę spokojne i nie ma realnego zagrożenia, a ludziom żyje się jako tako, to jeszcze pół biedy. Ot, chociażby przykład z ostatnich dni. Zmanipulowani Polacy wybrali po raz kolejny Platformę Obywatelską, która to pod przewodnictwem Ewy Kopacz nie dość, że nie wyraziła sprzeciwu, to jeszcze cieszy się z podpisania tzw. drugiego pakietu klimatycznego, zakładającego redukcję emisji CO2 przez kraje Unii Europejskiej o 40% do 2030 roku. Oznacza to w praktyce, że Polacy nie będą mogli palić węglem, którego mają pod dostatkiem, elektrociepłownie będą zmuszone do podniesienia cen energii, a co za tym idzie przeciętny Kowalski zapłaci za energię gigantyczne rachunki. Bo tak zadecydowała większość, która o ekonomii i energetyce nie ma bladego pojęcia. Takich przykładów są miliony, ale na takie drobiazgi ludzkość nie zwraca zwykle uwagi. Ot, zdrożeje prąd - pomyślą ludzie. Nic nowego.
    Co jeśli jednak demokracja (szczególnie ta zmanipulowana) doprowadzi do zagłady całego narodu? Tak wiem, to się już dzieje i do końca XXI wieku zostanie raptem 19 milionów Polaków. Ale wyobraźmy sobie, że Polska została zaatakowana i trzeba podjąć kluczową dla istnienia Polski decyzję. Co wtedy? Czy lepiej posłuchać jednego eksperta, czy w zgodzie z walką o demokrację warto posłuchać głosu zmanipulowanego ludu?
    Jest rok 2015...
    Po trwających w Berlinie od kilku miesięcy zamieszkach mniejszości muzułmańskiej udało się dojść do porozumienia.



    Sielanka nie trwała jednak zbyt długo, gdyż 1 września 2015 roku...






    Na nagranie zareagowali natychmiast sojusznicy Polski:



    Słowa otuchy dodał także Jens Stoltenberg, sekretarz generalny NATO:



    Nie zabrakło też głosu ze wschodu:



    Na szczęście tym razem obyło się bez jakże hojnej pomocy ze strony naszych wiernych sojuszników. Oddziały antyterrorystów z jednostki specjalnej GROM w ciągu 48 godzin od wykrycia zagrożenia wyeliminowały terrorystów zabezpieczając wszystkie sześć ładunków nuklearnych. Jak zapewnił generał Mieczysław Gocuł:



    I w zasadzie w normalnym kraju sprawa zakończyłaby się pomyślnie. Eksperci potwierdziliby, że należy przeciąć zielony przewód, aby rozbroić ładunki. Niestety w tym momencie wkracza demokracja... Demokratycznie wybrany prezydent RP Bronisław Komorowski przemawia w orędziu do narodu:



    W obronie demokracji wypowiedział się także były prezydent Lech Wałęsa:



    Na nadzwyczajnym posiedzeniu sejmu głos zabrała także premierka Ewa Kopacz:



    Dziennikarze TVP, TVN oraz Polsatu poprosili o komentarz w tej sprawie liderów polskich partii politycznych. Głos zabrał prezes PiS - Jarosław Kaczyński:





    Janusz Piechociński - PSL:
    Leszek Miller - SLD:



    Głos w sprawie zabrała także reprezentująca partię Zielonych (niedojrzałych czerwonych) - posłanka Anna Grodzka (aka Krzysztof Bęgowski):



    W telewizji rozgorzała debata. W programie Tomasz Lis na żywo debatował z zaproszonymi gośćmi, czy przecięcie czerwonego kabelka to na pewno dobry pomysł: Do telewizji zaczęto zapraszać wybitne osobistości ze świata polityki, kultury masowej, mediów. I tylko telewizja Superstacja poprosiła o wypowiedź prezesa Kongresu Nowej Prawicy:


    Janusza Korwin - Mikke - KNP:
    Na swoim kanale MaxTV wypowiedział się także znany nowojorski dziennikarz Mariusz Max - Kolonko:



    Przygotowania do referendum ruszyły pełną parą. Wszystkie media głównego nurtu poinformowały swoich wyborców jak i kiedy mogą oddać swój głos:

    Głosować można było tradycyjnie od 8 rano do 20, a przez całą niedzielę 13 września 2015 roku napływały cząstkowe wyniki exit polls. Odnotowano kilka prób zakłóceń referendum, w trzech lokalach wyborczych doszło do śmierci osób starszych. Według opinii lekarskiej odnotowano u nich niewydolność akcji serca. Na pytanie czy jesteś za przecięciem czerwonego kabelka 37% Polaków odpowiedziało tak, 14% odpowiedziało nie. Oddano także 12% nieważnych głosów. Przedstawiciele Ruchu Narodowego oraz Kongresu Nowej Prawicy zaapelowali o unieważnienie referendum z powodu wykrytych nieprawidłowości. Swoją opinię wyraził także Przemysław Wipler:


    Przemysław Wipler - Kongres Nowej Prawicy:
    14 września 2015 roku PKW podała oficjalne wyniki wyborów. O godzinie 20 rozpoczęła się transmisja na żywo z ceremonii rozbrojenia jednostki centralnej. Ceremonia była na tyle ważna, że transmitowały ją wszystkie polskie telewizje oraz najważniejsze stacje telewizyjne świata. Prezydent Bronisław Komorowski wraz premier rządu Ewą Kopacz uścisnęli sobie dłonie i wygłosili podziękowanie do narodu:





    W ponad 200 krajach świata przerwano emisję programów by nadać specjalne wydanie wiadomości.

    Epilog.
    To oczywiście tylko fikcja, która miejmy nadzieję nigdy się nie wydarzy. Gdyby jednak, to strach pomyśleć do czego dochodzi w sytuacji gdy zamiast ekspertów w danej dziedzinie słucha się głosu większości. I niestety, ale do podobnych tragedii, naturalnie na zdecydowanie mniejszą skalę, dochodzi każdego dnia w dziedzinach polityki, ekonomii, gospodarki i tak dalej. Dzięki demokracji to większość obywateli decyduje, kto rządzi krajem i podejmuje kluczowe decyzje w polityce zagranicznej, w polityce krajowej, w energetyce, przemyśle, poszczególnych gałęziach przedsiębiorczości, finansach, służbie zdrowia, edukacji, rolnictwie etc. Zwykły szary człowiek, który na co dzień nie ma prawa decydować o tym czego się uczy jego dziecko lub jakie leki może sobie kupić w aptece, w dniu wyborów demokratycznych nagle staje się ekspertem we wszystkich kluczowych dziedzinach. Czy tak być powinno?
    Demokracja jest dobra, gdy garstka przyjaciół nie może się zdecydować, czy iść do knajpy czy do kina. Wtedy mogą sobie głosować, bo nikomu nie stanie się krzywda. Co najwyżej któreś z nich będzie mniej zadowolone. Oddanie władzy w ręce ludu ma jeszcze jedną poważną konsekwencję - zwalnia osoby podejmujące w państwie z odpowiedzialności za swoje czyny. Jeśli coś się nie uda i Polska straci grube miliardy na błędnej decyzji zawsze można powiedzieć, że taka była wola większości w demokratycznych wyborach. I co? Większości Polaków nie pociągnie się do odpowiedzialności. Dlatego w interesie wszystkich Polaków jest jak najszybsza rezygnacja z demokracji na rzecz innych systemów, takich jak Republika, Monarchia czy dobra dyktatura. Nie tylko będą to oszczędności czasu i pieniędzy (przeznaczanego na wybory, kampanie etc.), ale po pierwsze:
    to nie większość obywateli, ale osoby naprawdę znające się na polityce, ekonomii, edukacji czy medycynie będą się zajmować tym, na czym się znają najlepiej,
    a po drugie:
    będzie od razu wiadomo kogo można pociągnąć do odpowiedzialności za ewentualne niepowodzenia.
    Natychmiast znikną problemy korupcji, przekrętów partyjnych, marnowania pieniędzy publicznych oraz fałszerstw wyborczych. A większość obywateli? Niech lepiej pomyśli o ubieraniu choinki i realizacji własnych planów. Zbliżają się Święta i Nowy Rok.
  21. Jurij
    Czułe powitania w ten marcowy słoneczny dzień.
     
    Na początek dobra wiadomość! Pan Marek Jakubiak z Federacji Dla Rzeczypospolitej dołącza do Konfederacji Korwin Braun Liroy Narodowcy!
     
     
     
    Zła wiadomość jest taka, że nowy prezydent stolicy wprowadza do szkół LGBT+. Rodzice - miejcie swoje dzieci na baczności!
     
     

     
     
    A teraz pora na kluczowy materiał dzisiejszego wpisu, wyjaśniający dlaczego jedzenie w Polsce jest takie drogie? Jeśli jeszcze nie jesteście wystarczająco wk... zdenerwowani obecną sytuacją, tragiczną polityką międzynarodową, wewnętrzną i ponad 87% batem podatkowym, to gwarantuję że po obejrzeniu tego materiału będziecie. Jest to materiał nagrany przez pana Michała Kołodziejczaka, polskiego rolnika i założyciela Agrounii:
     
     
     
     
    Także sami widzicie, że socjalizm i wysokie podatki w tym VAT to nie wszystko. To także kretyńskie przepisy Unii Europejskiej gnębiące polskich producentów i rolników, to także kretyńskie przepisy polskie zarzynające polskich małych i średnich przedsiębiorców, to także kretyńskie przepisy zabraniające handlu w niedzielę i wspomagające zagraniczne sklepy wielkopowierzchniowe dominujące obecnie polską przestrzeń handlową.
     
    Najbliższe wybory do unioparlamentu i polskiego sejmu będą znakomitą okazją, aby powiedzieć dość!
     
    Pozdrawiam,
     
    Jurij
     

  22. Jurij
    To był burzowo - burzliwy tydzień. Burzowy, bo nie było dnia, żeby nie padało i grzmiało (czyżby to reakcja z niebios na to co się dookoła wyprawia? ). A burzliwy, bo sporo się działo. 1 czerwca obchodziliśmy międzynarodowy dzień dziecka. Święto uwielbiane przez wszystkie dzieci z powodu otrzymywanych prezentów i zapewne nieco mniej lubiane przez rodziców, bo trzeba wydać niekiedy niemałe pieniądze lub zaciągnąć kredyt na zakup wymarzonego przez dziecko prezentu.
    2 czerwca również obchodziliśmy dzień dziecka, tyle że zadłużonego. To święto jest zdecydowanie mniej popularne i mniej lubiane (zarówno przez dzieci jak i przez rodziców). Dlaczego? A no bo nikt nie lubi mieć długów. Niestety każde dziecko rodzące się w Unii Europejskiej, kolonii zwanej Polską, wraz z narodzinami zostaje obciążone długiem przekraczającym 23 000 PLN w gotówce oraz 75000 PLN w zobowiązaniach! Mało kto zdaje sobie z tego sprawę, a jednak warto się zastanowić czy tak powinno być, aby rząd żyjąc ponad stan i zadłużając kraj, zaciągał dług na koszt każdego nowo narodzonego obywatela. W całym kraju odbyło się wiele akcji nagłaśniających to mało chlubne święto, pozostaje głos oddać organizatorom:




    Z całą pewnością zaskakującym wydarzeniem jest reakcja mediów na pewne wydarzenie. W sondażu telefonicznym Kongres Nowej Prawicy osiągnął 5% i gdyby wybory odbyły się dziś, wszedłby do sejmu. Sondaż jak sondaż, wyniki partii od miesięcy oscylowały w granicach 3-8%. Zaskakujący jest fakt, że o wynikach tego sondażu poinformowały nawet reżimowe media! Artykuł i wykres w Onecie, artykuł i wykres w TVN 24, 3minutowy materiał w Polsacie, wywiad z prezesem w Polsat News, wywiad z prezesem w Polsat Business - istny obłęd. Parafrazując księdza Natanka - Obywatelu, wiedz że coś się dzieje! A w kraju dzieje się fatalnie i ludzie coraz szerzej otwierają oczy i to powinno cieszyć. To, że otwierają oczy, a nie to że źle się dzieje. Żeby nie było niedomówień
    Kwiatki minionego tygodnia:
    Na miejscu pierwszym zasłużone miejsce dla posłanki PO, panii Ligii Krajewskiej, która po usłyszeniu programu PO z kampanii wyborczej (przedstawionego przez dziennikarza jako program PIS) zareagowała:
    Pogratulować Pełny artykuł znajdziecie tutaj: http://www.rp.pl/artykul/365403,1014916-Pochodnie-przeciw-ludziom.html .
    Na drugim miejscu srebrny, a raczej srebrno-złoty medal należy się Hannie Gronkiewicz - Waltz. Srebrno - złoty, bo w kolorach monety 5 PLN, której to prezydent Warszawy poskąpiła na bilet wstępu do ogrodów wilanowskich, robiąc awanturę pracownikowi muzeum, że nie chce jej wpuścić za darmo i strasząc swoimi wpływami. Kto by pomyślał, że nawet na szczyty władzy dotarła epidemia "demokratycznego" pożądania wszystkiego za darmo. Wielkie brawa należą się pracownikowi muzeum, który zachował zimną krew i prawidłowo zażądał biletu.
    Tymczasem euro-socjalistyczna rzeczywistość w ostatnich dniach żywota swojego dwoi się i troi, aby za wszelką cenę utrudnić nam egzystencję, naturalnie dla dobra ogółu =) ZUS i fiskus gnębią jak mogą przedsiębiorców, zwykli ludzie są skazywani za złowienie ryb we własnym stawie czy wybudowanie szopy na własnym terenie, Unia Europejska usiłuje ograniczyć moc odkurzaczy z 2000 wat do 500-750W (takiej, jaką miały odkurzacze w latach 60-tych XX wieku), w równie socjalistycznej Wenezueli zabrakło min. kawy i papieru toaletowego, a może się zdarzyć tak, że w Krakowie zabraknie obwarzanków. Kontrole sanepidu gnębią sprzedawców i wlepiają mandaty za mało estetyczne i mało higieniczne budki z popularnym krakowskim przysmakiem. Widocznie zdaniem urzędasów obwarzanki po 1,50-1,80 PLN sztuka powinny być sprzedawane prosto ze złotej karocy lub sterylnego bagażnika luksusowego Maybacha. A czarne prognozy dotyczące cywilizacji białego człowieka niestety spełniają się:




    Ktoś pewnie zapyta, czemu rządy poszczególnych krajów nic z tym nie zrobią? Ano temu, że żaden rząd nie zdecyduje się na likwidację przyciągającego imigrantów socjalu, bo natychmiast przegrałby wybory i stracił poparcie obywateli. Takie posunięcie skutkowałoby z resztą wieloma innymi pozytywnymi dla gospodarki zmianami, ale to już temat na dłuże rozważania, a pora kończyć dzisiejszy wpis.
    Na sam koniec kolejny genialny występ Konrada Berkowicza, który postanowił zapytać posła rządzącej platformy, pana Ireneusza Rasia, o... sami zobaczcie




    Kto by pomyślał, że odpowiedź na tak proste pytanie może okazać się zbyt trudna do udzielenia... Sama myśl o tym, że Ci ludzie są odpowiedzialni za cały kraj, staje się przerażająca
  23. Jurij
    Czułe powitania w... 2018 roku
     
    Ależ ten czas leci, od poprzedniego wpisu minęło... 14 miesięcy I niemal każdego dnia starałem się zmobilizować, że dziś już na pewno dokończę kolejny wpis. Tak się jednak nie stało i pora chyba to zmienić. W związku z tym, że ostatnio nie mam czasu pisać długich elaboratów na bieżące i wolnościowe zagadnienia - a Wy znając życie - nie macie czasu żeby co chwilę takowe czytać - postanowiłem co następuje:
     
    Od teraz wpisy będą krótsze. Zdecydowanie krótsze. Postaram się je jednak zamieszczać częściej. Co wcale nie oznacza, że długich wpisów nie będzie, bo mam już rozpoczętych kilka, tylko te czekają na... czas i mobilizację. To może potrwać =) Pora wprowadzić kilka nowych krótkich formatów, min. : komentarz polityczny, komentarz ekonomiczny oraz co najważniejsze - naprawę pojęć, gdyż jak pewnie wiecie Jego Królewska Mość co jakiś czas podkreśla, że bez tego nie ma mowy o żadnej zmianie.  
    Jako że nie mogłem już dłużej trwać w tej blokadzie piśmienniczej, pora się odblokować. Wszystkim zawiedzionym brakiem wpisów przypominam, że blog nie jest finansowany ze środków Unii Europejskiej, więc jak tylko macie ochotę rzucić granatem w europarlament z frustracji tudzież innych emocji - bądźcie jak Nike Ja tymczasem biorę się za pierwszy strzał w nowej serii - Ministerstwo Wszystkich Finansów.
     
    Pozdrawiam,
     
    Jurij
  24. Jurij
    Witajcie w Nowym Roku!
    Muszę przyznać, że idea tego wpisu narodziła się jakieś pół roku temu, a kończące się właśnie targi Consumer Electronics Show w Las Vegas sprzyjają temu, by ów wpis właśnie powstał. Producenci sprzętu elektronicznego z każdym dniem zasypują nas coraz to nowszym sprzętem nie w trosce o to, żebyśmy mieli faktycznie coś fajnego, ładnego, użytecznego, ale po to, by wyciągnąć od nas pieniądze. Naturalnie robią to tak, byśmy sami dobrowolnie poddali się masowej histerii i zrobili wszystko, żeby pozyskać nowy wspaniały i przełomowy produkt. Który po kwartale zostanie zastąpiony swoją ulepszoną wersją, czyli jeszcze nowszym, wspanialszym i bardziej przełomowym produktem. Czy ten wyścig szczurów dokądś prowadzi? Czy ma jakikolwiek sens?
    Jeszcze kilkanaście lat temu marzeniem wśród młodzieży był odtwarzacz płyt CD z wbudowanym radiem. Później nastąpił szał na przenośne odtwarzacze MP3. Od mniej więcej 2005 roku odtwarzacz MP3 stał się podstawową funkcją niemal wszystkich telefonów komórkowych i dziś takie urządzenie można dostać na serwisach aukcyjnych za symboliczną złotówkę. To samo dotyczy aparatów cyfrowych, kamer wideo, telefonów, komputerów. Aktualnie trwa wyścig na Gigabajty, Gigaherze, ilość rdzeni, megapikseli, cali, a rosnące tempo prezentacji kolejnych generacji urządzeń zaczyna przyprawiać o zawrót głowy. Czy można się przed tym jakoś bronić?
    Konsumenci elektroniki dzielą się na wiele grup. Są bogaci, dla których wyłożenie kilku tysięcy na nowy gadżet nie stanowi żadnego problemu. Są też mniej zamożniejsi, którzy jednak zgodnie z zasadą "zastaw się a postaw się" znajdą pieniądze na nową zabawkę. Są też tacy, którzy notorycznie zmieniają przedmioty na nowsze, byleby być zawsze na topie. Najliczniejsza jednak grupa odbiorców stara się "oszukać" los i próbuje za określoną kwotę kupić sprzęt "na przyszłość", żeby starczył jak najdłużej i ewentualnie w przyszłości można było go za niewielkie pieniądze zmodernizować. Życie jednak nauczyło mnie, że coś takiego jak kupowanie "elektroniki na przyszłość" nie istnieje i jest przejawem zwykłej ludzkiej naiwności. Poza tym nie należę do osób, które lubią zmieniać sprzęt jak rękawiczki i można wręcz powiedzieć, że się do niego przywiązuje. Jak zatem kupić coś fajnego, użytecznego, niedrogiego, nie ulegając przy tym wyścigowi szczurów po najdroższy i najnowszy sprzęt? Pół roku temu stanąłem przed koniecznością ulepszenia komputera. Ale najpierw odrobina historii.
    Pierwszy komputer.
    Pierwszego komputera w domu nie pamiętam zbyt dobrze, bo byłem wtedy zbyt mały i nie interesowałem się jeszcze zbytnio elektroniką. Pamiętam, że monitor był monochromatyczny, na ekranie były gry zbudowane ze znaków ASCII, wszystko działało pod DOSem a dysk miał pojemność 811 MB. Doskonale za to pamiętam drugi komputer, nabyty w 1998 roku, gdy byłem jeszcze w szkole podstawowej.



    Sercem ówczesnej maszyny był wydajny procesor Intel Pentium II taktowany zegarem 350 MHz, posiadający aż 512 KB pamięci Cache, wpięty do slotu 1 solidnej płyty głównej Asus P2B z chipsetem Intela 440 BX. Do tego karta graficzna Riva 128 z 8MB pamięci video, 64 MB pamięci RAM oraz Windows 95 zainstalowany na 6,4 GB dysku Seagate Medalist umożliwiały wszystko. Pracę i rozrywkę. Gry typu Wolfenstein 3D, Doom czy Target chodziły bez problemów, filmy i muzyka odtwarzane były płynnie, z czasem pojawił się także modem 56K a wraz z nim dostęp do internetu. Lata mijały, sprzęt spisywał się bez zastrzeżeń. Korzystałem z niego do 2005 roku. Do tego czasu wprowadziłem w nim sporo ulepszeń. 64 MB RAM rozszerzyłem do 256 MB, leciwą Rivę 128 zamieniłem na nowszą Ati RAGE 128 z 32 MB pamięci video, chciałem nawet wymienić także procesor na Pentium III 1GHz, bo taki był najmocniejszy procesor pod Slot1, jednak było to już nieopłacalne. Ponadto zaczął szwankować 6,4 GB dysk twardy i trzeba go było zastąpić nową 80GB Barracudą. Zapadła decyzja o kupnie nowego komputera. 7 lat to i tak ładny wynik...
    Drugi komputer
    Kupując zestaw w 2005 roku kierowałem się zasadą "oby tylko kupić dobry sprzęt na przyszłość". Wtedy już znacznie bardziej interesowałem się elektroniką, komputerami, byłem na bieżąco z nowościami i przez ponad miesiąc porównywałem podzespoły, ceny, konfiguracje... Wybór padł na najpopularniejszy w tamtym roku zestaw:

    Athlon 3000+ Venice s.939 1,8 GHz,
    płyta Gigabyte K8N-Ultra 9 z chipsetem n-Force 4,
    512 MB RAM Twinmos,
    GPU Gigabyte GF6600 Turbo Force z 128 MB RAM DDR i pasywnym chłodzeniem,
    Obudowa z zasilaczem Modecom Feel 350W.

    Procesor i podstawkę wybrałem sam, resztę doradził sprzedawca w sklepie. Sprzęt miał być "przyszłościowy", lepszy od s.754 - s.939 - wydawał się być lepszym wyborem. Miałem wówczas nadzieję, że po paru latach zmienię jedynie procesor, dołożę ramu i będzie dobrze. Bardzo szybko przekonałem się jednak, że nie będzie. Cały zestaw kosztował ponad 2000 PLN, na ówczesne jak i dzisiejsze warunki to niemała kwota. Czy warto było? Tak, bo to świetny sprzęt, który mógłby służyć do dziś. Tylko że z pewnością nie mogłem go nazwać przyszłościowym, ale o tym dokonałem się już po zakupie. Konkretnie tydzień po złożeniu "nowego" komputera przeczytałem na Chipie, że firma AMD wydała wyrok na socket 754 oraz 939 i za pół roku zastąpi je podstawką AM2. I to był szok.
    Od tamtej pory wiem, że cokolwiek byśmy nie wykombinowali, zawsze producent postawi na swoim. Wprowadzając do sprzedaży nowy, przełomowy, fantastyczny produkt X ma już gotowy do wprowadzenia produkt Y, który tylko czeka, aż emocje związane z wprowadzeniem produktu X opadną. Już rok po zakupie nie dało się grać w nowsze tytuły, bez poczynienia stosownych inwestycji. Aby cieszyć się rozgrywką w Need For Speed Most Wanted, musiałem zainwestować 200 PLN w kolejną kość 512 MB RAM. Ale już w 2007 / 2008 roku zaczęły pojawiać się gry, które wymagały procesora dwurdzeniowego i cokolwiek bym nie zrobił, w NFS Pro Street czy GTA IV pograć już nie mogłem. Kolejne inwestycje spowodowane były wyższą koniecznością. Mała ilość miejsca na dysku - zakup 500 GB Barracudy. Awaria zasilacza i karty graficznej w 2009 roku, to kolejne wydatki. Tym razem nie dałem się już namówić na propozycje sprzedawcy, do sklepu poszedłem z zamiarem zakupu upatrzonego towaru. Dobra rada na przyszłość:
    Z pewnością są wśród nich ludzie uczciwi, znający się na rzeczy, ale nie oszukujmy się. Większość z nich będzie usiłowała wcisnąć kiepski lub mało chodliwy towar. Dlatego warto samemu wybrać to, co będzie się nam podobać i będzie spełniać nasze oczekiwania. Ja wybrałem wtedy GeForce'a 9600GT z 512 MB pamięci DDR3 256-bit oraz 400W OCZ Fatal1ty i do dziś nie żałuję.






    Niestety czas uciekał i wydajny niegdyś Athlon 3000+ 1,8GHz przestał być wydajny. Zaczęło brakować RAM-u, a przy otwartych 50 zakładkach Firefox potrafił doprowadzić do frustracji. W dodatku programy używane na co dzień do pracy zaczęły pokazywać "slow cpu". Trzeba było coś zmienić, tylko co?
    Komputer trzeci, obecny.
    Nalot na sklep komputerowy i zakup najdroższych podzespołów nie wchodził w grę z przyczyn finansowych. Miałem zatem dwa wyjścia:
    1. Kupić używany procesor s.939 - co byłoby głupotą, bo najwydajniejsza jednostka pod ten socket - Athlon X2 4800+ potrafi kosztować nawet 250-300 PLN! A i tak wydajnością ustępuje późniejszym konstrukcjom i nie rozwiązałoby to problemu małej ilości pamięci RAM.
    2. Kupić najtańsze nowe podzespoły, np. jakiegoś celerona G550 + płytę + 2 GB pamięci RAM DDR3.
    Problem w tym, że ja się brzydzę celeronami okrutnie. Rzeczy okrajane na siłę i sprzedawane plebsowi za małą kasę jakoś do mnie kompletnie nie przemawiają. Dlatego po długich rozważaniach postanowiłem wybrać opcję numer trzy. Nie ukrywam, że zawsze kręciły mnie luksusowe produkty z wyższej półki, modele telefonów które kiedyś były czymś ekskluzywnym, a które teraz są tanie jak barszcz. Np. 4 lata temu, kiedy smartphone'y zaczęły gościć w naszych kieszeniach na dobre, a były stosunkowo drogie, udało mi się kupić model Sony Ericssona P800 za mniej niż 100 PLN.



    Pamiętam jak dziś, kiedy chodząc po komisach w 2003 roku podziwiałem to cacko cenione wówczas na 2600 PLN i zastanawiałem się, czy kiedyś mnie będzie na niego stać? Po 7 latach marzenie spełniło się, a ja mogłem się cieszyć za śmieszne pieniądze 3" dotykowym kolorowym ekranem, poznać smak produktu luksusowego, możliwości symbiana UIQ 2.0 i pograć w Dooma bez włączania komputera.
    I zacząłem się zastanawiać, czy nie udałoby się osiągnąć podobnego efektu w kwestii komputera? To by nawet jeszcze bardziej pasowało, bo miałem już przecież zasilacz i kartę graficzną z 2009 roku. Rozpocząłem zatem poszukiwania podzespołów, które w tamtym okresie wzbudzały zachwyt, choćby z ciekawości aby sprawdzić w jakich są teraz cenach. I powiem szczerze - długo przecierałem oczy ze zdumienia. Tak niskich cen się nie spodziewałem! Pamiętam bardzo dobrze, gdy w 2008 roku kolega kupował komputer (za też coś ponad 2000 PLN) z procesorem Intel Core 2 Duo E5200 na pokładzie. To był chyba wówczas najpopularniejszy procesor. Był tani i umożliwiał duże OC. Ale to była średnia półka. A wyżej? Wyżej był kultowy model E8400 i to on zaczął mnie fascynować. Dwa rdzenie po 3GHz każdy i 6 MB pamięci podręcznej cache! I to wszystko za mniej niż 200 PLN? Jakoś nie chciało mi się w to wierzyć. Zwłaszcza, że o wiele mniej wydajne Athlony x2 4800+ pod s.939 były znacznie droższe... Zacząłem obserwować aukcje i za jedyne 235 PLN udało mi się kupić wymarzoną płytę główną z procesorem, a za 150 PLN pamięci RAM. I tak za nieco ponad 100$ USD stałem się posiadaczem:
    1. Procesora Intel Core 2 Duo E8400:



    2. Płyty głównej Asus P5QL-E z chipsetem Intel P43 i fikuśnym złotym radiatorem:



    3. Oraz (jak szaleć to szaleć) - 2 kości pamięci Patriot LLK DDR2 po 2GB każda:



    To były bardzo udane zakupy, za raptem 235 PLN udało mi się powrócić do Intela jak i Asusa, a 4GB pamięci RAM powinny mi spokojnie wystarczyć, pomyślałem. Gdy podzespoły do mnie dotarły pospiesznie poskładałem maszynę i zaczęły się pierwsze testy.
    SuperPi 1M:
    Athlon 3000+ 1,8 GHz - 50 sekund.
    Intel C2D E8400 3 GHz - 15 sekund.
    Różnica kolosalna. A dalej? Kompresja pliku 700 MB do archiwum rar - 2 minuty. Aplikacje uruchamiają się i instalują niemal natychmiast. Firefox przy 50 otwartych zakładkach ani się nie zająknie, a całość zużytej pamięci RAM wraz z Windowsem 7 nie przekracza 2 GB. Filmy yt się nie tną. Gry pokroju GTA IV czy Need For Speed The Run działają jak marzenie. A co na to Windows?



    Pomijając dysk twardy, gdyż maksymalna ocena Windowsa dla dysku SATA to 5,9, Windows ocenił mój komputer na 6 z dużym plusem. I to wszystko za nieco ponad 100$ USD inwestycji. I jak tu się nie cieszyć? Mam nadzieję, że sprzęt będzie dobrze służył jeszcze długie lata, do czasu aż czterordzeniowce będą tanie jak barszcz... A że kupiłem starszy sprzęt, dla wielu zapewne "nieprzyszłościowy", to co z tego? Nie dałem się wciągnąć w wyścig szczurów, nie wydałem jak głupi kilku tysięcy, a dzięki temu że żyjemy w czasach elektronicznego eldorado, gdzie elektroniki jest w bród - kupiłem kilkuletni sprzęt z wyższej półki za śmieszne pieniądze, mogę cieszyć się świetną wydajnością i funkcjonalnością oszczędzając masę gotówki.
    I tego chciałbym Wam życzyć w nowym 2014 roku, abyście się nie dali wciągnąć w wyścig producentów oferujących Wam nowy sprzęt za ciężką kasę, tylko byście potrafili się cieszyć tym co macie. Bo starszy sprzęt również może sprawiać wiele radości radości
    Pozdrawiam,
    Jurij
  25. Jurij
    Święta, święta i PO...
    Ale zaraz, zaraz. Czy aby na pewno po 25 latach rządów PO* Polacy mają jeszcze co świętować?
    *Jeśli uważasz, że PO rządzi "dopiero" od 7 lat, to teoretycznie masz rację, pod nazwą PO od 7. W praktyce jednak się mylisz i powinieneś czym prędzej przeczytać wpis "From Tusk Till Down vol.I & II " oraz obejrzeć film Nocna Zmiana, a zobaczysz dokładnie te same twarze, które rządzą do dziś.
    Dokonań rządzącej kliki od czasu porozumień okrągłego stołu nie sposób wymienić jednym tchem. Na szczęście są tacy, którzy to wszystko skrzętnie notują: 500 afer PO . Po 25 latach d***kracji Polska znalazła się nad przepaścią. Ekipa rządząca dwoi się i troi, aby Polacy postąpili o krok naprzód:
    obciążenia podatkowe sięgające 83% dochodów + mandaty, kary, odsetki,
    naród ogłupiony do reszty: http://vod.gazetapolska.pl/4021-najbardziej-przerazajacy-film-w-necie,
    transport w stanie katastrofalnym:





    obronność praktycznie żadna:a dzięki temu, że dostęp do broni palnej jest drastycznie utrudniony, dowolny najeźdźca może wkraczać bez obaw, że Kowalski czy Malinowski go z okna zastrzeli,
    przemysł w stanie agonalnym,
    przedsiębiorcy ledwo wiążą koniec z końcem, w pozornie wolnym kraju ludzie mają do wyboru emigrację albo działalność nielegalną lub kredytową gehennę prowadzącą prędzej czy później do bankructwa,
    eksport czegokolwiek na zachód jest praktycznie niemożliwy z powodu unijnych nakazów i zakazów,
    eksport czegokolwiek na wschód jest praktycznie niemożliwy z powodu skandalicznej polityki rządu (wizy, embarga, sankcje etc.),
    w okresie głębokiej komuny Polacy potrafili produkować statki, samochody, samoloty, motocykle, nośniki danych, tworzyć komputery, a dziś mogą jedynie zmywać naczynia u Anglika czy zbierać ogórki u Niemca,
    praktycznie każdy Polak po zakończeniu edukacji ma do dyspozycji wegetację na bezpłatnym stażu / posadzie ze śmiesznym wynagrodzeniem lub emigrację,
    I w zasadzie mógłbym tak jeszcze długo ciągnąć. Codziennie dostarczane z ulicy Wiejskiej absurdy nie robią już na nikim wrażenia. Ot, chociażby dzisiejsze doniesienia o tym, jakoby zwykła tabliczka z imieniem i nazwiskiem ministra Marka Sawickiego kosztowała 2700 PLN, przy czym normalnie taką można wykonać za około 100 PLN, czy jednominutowy spot reklamowy PO, którego produkcja pochłonęła 7 000 000 PLN z Waszych podatków. Fakt, to są grosze w porównaniu z gigantycznymi kwotami jakie zrabowano emerytom czy też jakie rabowane są każdego roku w postaci podatków, akcyz, składek, mandatów z kieszeni milionów Polaków.
    I cóż można zrobić w takiej sytuacji? Można wyjechać, ale to nie jest rozwiązanie. Nie bez przyczyny terytorium nad Bałtykiem pomiędzy Niemcami a Rosją od wielu wieków nazywa się Polską.
    A zatem może lepiej zostać i skoro mamy państwo opiekuńcze, to może za wzorem opiekunów osób niepełnosprawnych rozbić dodatkowe namioty pod Sejmem i poprosić państwo o pomoc?
    Ale zaraz, zaraz. Czy aby na pewno Państwo macie świadomość tego co to państwo już dla Was robi?



    No więc może lepiej nic nie róbmy, przeczekajmy. Tylko czy aby na pewno warto czekać? Wszak już niebawem, bo według wyliczeń ZUS liczba Polaków zredukuje się do 2060 roku z 38 000 000 obywateli do 31 000 000 obywateli, a według szacunków ONZ do końca XXI wieku zostanie już raptem 16 000 000 Polaków.
    No to może idźmy do ZUS i po co czekać - wypłaćmy sobie to co odłożyliśmy (o tym ile odłożyliśmy pisałem tutaj: http://forum.invisionize.pl/blog/71/entry-101-jezus-zmartwychwstał-alleluja/ ) i zabawmy się za tę kasę. ZUS z pewnością wypłaci Wam dokładnie tyle samo, ile po osiągnięciu wieku emerytalnego, więc po co czekać? Jeśli wydaje Wam się, że gdybyście teraz poszli do najbliższej siedziby zakładu i poprosili o wypłatę pieniędzy, to nic byście nie dostali - to dobrze Wam się wydaje. Dokładnie tyle samo otrzymacie na starość. Skoro nie widać różnicy, to po co czekać? Odbierz swą emeryturę już dziś! A dokładniej o tym dlaczego nie dostaniecie emerytur opowie prezes Centrum im. Adama Smitha, pan Robert Gwiazdowski. Z wykładu dowiecie się dlaczego dostaniecie dokładnie 0 PLN w ramach świadczeń emerytalnych i co możecie zrobić, aby to zmienić.




    Tymczasem kolejne sondaże coraz bardziej napawają nadzieją i mam nadzieję przekonają niezdecydowanych. Już 8,4%:



    a Wybory dokładnie za miesiąc. Jaki będzie finalny wynik, zależy tylko od Was!
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.