Dzisiaj obejrzałem kolejny genialny film! Nazwali go John Wick i absurdem chyba pokonał Equalizera Tam jednak mafia nie wiedziała z kim ma do czynienia - tutaj z góry wiedzą, że nie mają najmniejszych szans i tylko cud jest w stanie ich uratować (zgadnijcie, zdarzył się?). Film opowiada o byłym hitmanie, któremu syn szefa mafii zabija... szczeniaka. Tak, psa. W odwecie pan Wick zabija 75 osób z przestępczego światka (miałem liczenie w napisach ). I chociaż klimat był świetny, to niespójności scenariusza nie pozwalały się cieszyć tą produkcją. Ot, chociażby John zostaje ogłuszony we własnym domu przez trzech nieumiejących się bić małolatów, po czym rusza na mięśniaków-weteranów, którzy okładają go pięściami, butelkami, zrzucają z piętra na parter, a on dalej ich wybija! Albo scena na balkonie klubu - Wick stanął na środku, a sześciu uzbrojonych typków podchodzi do niego jeden po drugim dając się rozbroić, zamiast strzelać zza filarów. Chcecie więcej? To koniecznie obejrzyjcie!
Ktoś zna podobnego typu filmy?